GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

RPG - czytajcie i śmiejcie sie z nami - wyszło super

23.05.2001
17:01
smile
[1]

leo987 [ Senator ]

RPG - czytajcie i śmiejcie sie z nami - wyszło super

Soul, widzę że pomysł się przyjął. mam nowy pomysł. Moglibyście w ramach artykułów umieszcić powieść jaka sie tu narodziła a której autorami są wszyscy uczestnicy forum. Czyta się to świetnie. Zobaczcie co z tego wyszło i śmiejcie się z nami. Myślę że autorzy nie będą zgłaszać protestów że zmieniłem trochę opowieść, ale tylko po to by sie ja składnie czytało.

Rozdział pierwszy SPOTKANIE

Od dobrych kilku dni przedzierał się przez górską przełęcz wśród lodowej nawałnicy. Otulony karmazynową opończą, resztkami sił utrzymywał się na nogach. Wędrowiec nie miał już sił by dalej iść...Wychłodzone na wietrze ciało przeszywały raz po raz pełne bólu skurcze mieśni, a z omdlałej ręki wysunął się ogromny miecz, upadając pod jego stopami. Czy przyjdzie mu tu umrzeć w tej zapomnianej przez bogów krainie ? Zmęczony osunął się na kolana.
Wtem spostrzegł jakby przez mgłę nadchodzącą w jego kierunku postać. "Pewnie to omamy" pomyślał. Jednakże po chwili do jego uszu doszły odgłosy kroków na skrzypiącym śniegu. Ręka najemnika, bo on to był w istocie, odruchowo sięgnęła po lezący miecz....
- Kim jesteś...?
- Jestem Crom bóg wojny i zabieram Leo twoją duszę do Hadesu
A więc jednak nie mylił się. Sam bóg wojny Crom przyszedł do niego by zabrać jego nieszczęsną dusze do Hadesu. "Czyż taki ma być mój koniec" ? Cromie, błagam pozostaw mnie przy życiu. Moja misja nie została jeszcze ukończona....
Crom usmiechnal sie.
- Twoja dotychczasowa misja nie jest wazna. Teraz pracujesz dla mnie. Tak jestes najemnikiem, wiec moja zaplata bedzie najwieksza jaka do tej pory otrzymales...twoje zycie....jego koniec lub wieczne trwanie. Czasu do namyslu masz niewiele.
-Cromie, nie pozwól bym umarł na tym pustkowiu. Przysiegam przelać za twe słowa krew tysiaca wiedźm.....oh, natchnij me ciało nienawiscią i dodaj mi sił bym mógł spełnic swą przysiegę....
Crom popatrzyl w dal...
-Wiec zgadzasz sie. Dobrze...walcz z tym co nadciaga, a gdy przezyjesz to moze powiem ci co masz dla mnie zrobic...
Leo wolno odwrócił wzrok w strone watahy krwiozerczych bestii.......Wilki Valharuu, najgorsze ze wszystkich potworów Lodowej Przełęczy...
Crom zawhal sie. Chcial juz odejsc, ale pomyslal, ze czeka go niezle widowisko...
Serce zaczęło bić mu coraz mocniej, adrenalina coraz szybciej płynęła przez jego żyły. Bestie powoli przedzierały się przez zamieć, kierując się w jego stronę. Czuł, że wilki zwęszyły jego zapach, czuł że zbliża się nieuchronny koniec. Wilki zbliżały się do niego. Był zbyt zmęczony by uciekać. Największy wilk, prawdopodobnie przywódca stada, podszedł do klifu. Wataha zaczęła otaczać klif tak, aby nie pozostawić swej ofierze żadnej drogi ucieczki. Zresztą to i tak nie miało znaczenia, i tak nie był w stanie uciekać. Przywódca stada zawył, dając znak ataku reszcie stada. Jeden z wilków, znajdujący się najbliżej Leo, wyskoczył by zadać mu śmiertelny cios. Wtem zdarzyło się coś niesamowitego. Ognista kula uderzyła atakującego wilka i odrzuciła go o kilka metrów od niedoszłej ofiary. Kilka innych kul trafiło pozostałe otaczające go wilki. Te z bestii, które przeżyły, szybko oddaliły się znikając w zamieci. Najemnik spojrzał w kierunku, z którego nadeszło wybawienie. Zobaczył tam człowieka odzianego w szaty maga. Mag zbliżył się do niego. Nachylił się nad nim i rzekł:
- Witaj przyjacielu, widzę, że odnalazłem cię w samą porę!
Zmęczony Leo czuł, że znalazł przyjaciela. Zdołał tylko wypowiedzieć: "Witaj" i zemdlał.
Wtem od Wschodu wyczuł obecność jeszczej jednej postaci. Arktus nie czekał na spotkanie i rzucając czar przemieszczania usadowił się na skale...

Tymczasem ze wschodu brnąc po kolana w śniegu podążał podpierając się okuta laską mocno zbudowany mężczyzna. Mamrotał coś pod nosem i gdyby tak ktoś mógł usłyszeć co mówi zdziwiłby się jakie mocne słowa wylatują z jego ust.
- Niech piekło pochłonie te przeklęte zimno, niby nie lubię upałów ale jeszcze trochę a nawet jajka mi zamarzną i rozsypią się w pył i proch. Jeszcze na dokładkę kończy mi się napój rozgrzewający a w okolicy nie widać żadnej osady, gdzie można by usiąść przy ogniu i odpocząć w ciepełku.
- Niech je dopadnę tego przyjaciela łysej kobyły i wykastrowanego osła przez którego, ja kapłan samego Bachusa boga dobrego i litościwego muszę się pętać po takim zadupiu.
Mamrotanie przeszło w dziki ryk gdy zauważył co, a właściwie kto leży w śniegu przed nim. To był leo sprawca jego nieszczęścia i to na dokładkę mocno pogryziony w zadek przez wilki.
- No nie ma za dobre serce, nie mogę dobić rannego. Chyba najpierw go uleczę a następnie niech powie co ma na swoją obronę. Jeżeli nie będzie miał mocnego usprawiedliwienia to...

Gdzieś na skale powyżej siedział spokojnie Arktus i przyglądał sie tej scenie. Choć żaden z uczestników nie mógł sie z nim mierzyć, wszyscy byli przed nim bezbronni nawet nie mieli możliwości go zobaczyć ale on siedział i wypatrywał wroga silniejszego niż oni...cóż, ciekawe dokąd udadzą się Ci dwaj...

...rozetne go na dwoje jakem Adamus. Pochylil sie nad nieprzytomnym leo, po czym wlal mu w usta troche czarnorynkowej (jako ze Krolestwa Polnocy mialy odgornego - od samego Bachusa - bana na wyrob tego zyciodajnego napitku) krasnoludzkiej gorzalki. Leo otworzyl przemarzniete oczeta, spojrzal na swego wybawce po czym rzekl:- Ach ma piekna dziewojo, jako zywo nigdym ci ja nie ujrzal rownie cudnego widoku jako nieziemski urok twego lica. Pojdz w me ramiona.- Po czym dzwigajac sie niezgrabnie z ziemi usilowal pochwycic dwakroc od niego potezniejszego Adamusa. -Co za cymbal, nie dosc, ze marnuje na niego dobry napitek, to jeszcze smie brac mnie za kobialke- pomyslal Adamus brutalnie zrywajac smukle dlonie leo ze swych mocarnych barkow. -Trza mu chyba ponownie trzasnac przez leb, coby trawiaca go goraczka opuscila to sponiewierane cialo-. Co pomyslawszy, wzial potezny zamach zza glowy i huknal obuchem ile sil w rekach...
...poczym znowu zaczął marudzić w niebogłosy:
- Nie ma rady muszę jeszcze i to brzemię ponieść - westchnął Adamus.
Zarzucił sobie leo na ramie i dalej ruszył mozolnie brnąc przez śnieżne zaspy.
Po jakichś dziesięciu kilometrach kiedy siły już zaczęły go opuszczać ujrzał w oddali dziwne światełko. Widok ten podniósł go na duchu i krew zaczęła żywiej krążyć w żyłach. Poczuł się jakby łyknął sporą dawkę gorzałki i żywo pokłusował w strone światła.
Na skraju lasu przysypana śniegiem stała przechylona ze starości chatka. Z komina wydobywał się dym i szybko ginął w tumanach śniegu, a z jedynego okna sączył się dziwny niebieskawy blask.
Adamus poprawił sobie na ramieniu nieprzytomnego leo i mocno zapukał do drzwi.
- Kto tam się włóczy w taka pogodę po dworze?
Dobiegł zza drzwi miękki kobiecy sopran.

..ohhhh...gdzie...gdzie...jestemmm? - wyhrypiał leo, dochodząc do siebie. jakiś wielki człowiek niósł go na swych poteznych ramionach. Świat nagle znów zawirował i najemnik stracił przytomnosc ponownie...

Bez czekania na odpowiedz, ktos energicznie otworzyl drzwi. Adamus zobaczyl (co niestety nie bylo dane leo), ze trafili do chaty mlodej, dosyc ladnej kobiety. Westchnal niedostrzegalnie. Kobieta patrzyla na nich z pytaniem w oczach. Zastanawial sie, czy maja prawo narazac ja na niebezpieczenstwo. Ale kiedy poczul smakowity zapach kawy, pomyslal "Jak ja dawno nie pilem Neski". Jego obawy znikly.

No tak, znów odleciał - pomyślał Adamus i głośno odpowiedział:
- Przepraszam dobra pani, ja jestem kapłanem Bachusa i mam nieszczęście nieść rannego osobnika o imieniu leo. Przeszedłem już dziś wiele kilometrów i jestem bardzo zmęczony i przemarznięty. Otwórz proszę i pozwól nam się ogrzać. Mam tak zgrabiałe ręce że nie mogę rzucić czarów leczących na mojego towarzysza. Obiecuje że cię nie skrzywdzimy.
- Cha, cha, cha proszę wejdźcie - zabrzmiał miły śmiech - raczej się was nie boję. Nazywam się Magini i potrafię się obronić przy pomocy moich czarów.
Drzwi skrzypiąc przeraźliwie uchyliły się rozgarniając spora zaspę śniegu i Adamus wniósł nieprzytomnego leo do niewielkiego pokoju.
- Połóż proszę swojego przyjaciela na kanapce - powiedziała Magini.
- Raczej nieprzyjaciela - mruknął Adamus i z ulga rzucił leo na posłanie.

...alem sie natrudzil niosac owe chuchro przez sniezne zaspy-wysapal zmeczony Adamus.-Czy mozliwe jest, bym dostal kubek tego goracego, aromatycznego napoju, jaki sie warzy w twoim kotle o pani?- Dzielny kaplanie, niestety nie moge cie nim poczestowac, jako ze sa to moje brudne ciuchy, ktore wlasnie zapieram w onym kociolku.- No coz, w takim razie podaj piwo, kobieto...

cdn

23.05.2001
17:14
smile
[2]

kiowas [ Legend ]

leo --> bardzo dobrze, my bedziemy klecic co popadnie a ty to zbieraj i miare mozliwosci porzadkuj (swoja droga ze chce ci sie tyle pisac:)))

23.05.2001
17:27
smile
[3]

Soulcatcher [ Prefekt ]

Cool !!! :) czekam na ciąg dalszy :)

23.05.2001
17:43
[4]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy.. Magini spojrzała dziwnym wzrokiem w kierunku Adamusa, który lekko się zmieszał. - Przepraszam pani za moje słowa, ale jeszcze dobrze nie odtajałem. Wyciągnął zmarznięte dłonie nad paleniskiem i z przyjemnością czuł ogarniające go ciepło. Po chwili podszedł do leo i lekko marszcząc brwi powiedział: - No to zabierzmy się do pracy i postawmy tego osobnika na nogi. Cichym głosem zaintonował leczące zaklęcie a rękoma zaczął wykonywać dziwne ruchy nad jego głową. - Araus moreteutus leo zdrowatus Nad dłońmi Adamusa pojawiła się lekka błyszcząca mgiełka, która powoli wniknęła w ciało leo. - Rrrrrryyy - zajęczał cicho leo i powoli otworzył oczy. Wzrok miał jeszcze lekko błędny, ale na jego twarz zaczęły wracać kolory. - Gggdzie jeestem? - wyjęczał. - Zaraz ci powiem gdzie jesteś - groźnie zaczął Adamus - zaraz ... W tym samym momencie do drzwi ktoś zaczął sie głośno dobijać. - Kogo tam Bachus prowadzi? - pomyślał. Zdziwiona Magini podeszła i lekko je uchyliła. Za drzwiami stał okutany w grube skóry mocno zmarznięty krasnolud. Opierał się na sporym toporze i lekko zezując powiedział: - Przepraszam że przeszkadzam, ale przechodziłem niedaleko i ujrzałem to dziwne światełko. Wędruję już cztery dni i zacząłem tracić nadzieje że gdzieś dojdę i nie zamarznę, czy mogę wejść i się ogrzać? Nazywam się Kiowas i niestety ale wpakowałem się w niezłe tarapaty. Wpuście mnie proszę, to wszystko wam opowiem. Magini lekko się przesunęła i powiedziała: - Coś ruch tu jak na Marszałkowskiej w samo południe. Miałam nadzieje na trochę spokoju, ale jak juz jesteś to wejdz. Ogrzej sie i opowiedz co cie spotkało. Adamus spojrzał w stronę leo który zapadł w mocny sen i głośno pochrapywał. - Ja ci pochrapię, ja ci zaraz... Ale spojrzał na krasnoluda który usiadł przy ognisku i pomyślał: - No dobra może najpierw posłuchamy co ten gościu ma do powiedzenia, leo i tak mi nie ucieknie. Kiowas smętnie zwiesił nos na kwintę, lewym okiem zerknął na Magini a prawym na sufit. Adamus i Kiowas zwaliwszy się na skóry leżące w rogu chatki, popijali grzane piwo, rozkoszując się ciepłem rozchodzącym się po skostniałych z zimna członkach. (bez skojarzeń :). Magini w tym czasie kończyła swoją przepierkę, spoglądając od czasu do czasu na nieprzytomnego leo. Ten od czasu do czasu przewracał sie z boku na bok, bredząc czasem coś niezrozumiale. Adamus zwrócił się do krasnoluda: - opowiadaj, co to za tarapaty w które się wpakowałeś krasnoludzie? Ten otarł grubym skurzanym rękawem pianę z gęstej siwej brody i otworzył usta by zacząć opowieść. Nagle przerwał mu w przeraźliwy ryk rannego zwierzęcia w oddali, wszystkich obecnych przeszedł dreszcz, Kiowas i Adamus wybiegli z chaty, za nimi Magini. W oddali ujrzeli biegnącą postać, z łukiem przewieszonym przez ramię. Tuż przed chatą potknął się i wyłożył jak długi prosto pod nogami krasnuluda. - kim jesteś! - warknął Kiowas wznosząc do góry swój wielki topór. - oszczędź mnie krasnoludzie! - zawołał łowca zasłaniając się ręką - nie jestem nieprzyjacielem! - mówią na mnie Mar zwany camper, jestem łowcą - kontynuował, rozcierając obolałe kolano - byłem na polowaniu kiedy ten potwór wypadł z pobliskiej jaskini. Wystrzerliłem w niego kilka strzał, ale bydlę jest strasznie odporne - łowca zwdrygnął się - nigdy jeszcze nie widziałem takiego zwierza. I teraz mam problem, chyba go tymi strzałami trochę rozzłościłem, niebezpiecznie byłoby teraz wracać w tamte rejony. Czy mogę przenocować w waszej chatce? - spojrzał błagalnie na otaczającą go grupę. Tymczasem w chacie leo doszedł do siebie. - nic nie pamietam....moja głowa...musiałem nieźle oberwać po łbie...potem jakby przez mgłę widziałem poteżnego maga....ktoś odprawiał nademną uroki.... ...gdzie ja jestem? rozejrzał sie po chacie. Jakaś tajemnicza postać gotowała coś w garze, a przez otwarte wierzeje dochodziły jego uszu dziwne hałasy i strzępy rozmowy.... Magini spojrzała na Mara(campera) i wzruszyła ramionami - jak już przygarnełam pod dach troje podróżnych to i czwarte się zmieści, zapraszam! Wszyscy weszli do chatki, usiedli dookoła kominka, ogrzewając ręce nad ogniem. -To może ja opowiem moją historię pierwszy - zaczął krasnolud. Powróciwszy do chaty, w której leo znowu stracił przytomnosc (zdechlak jeden) krasnolud podjął swa opowieść. Jak juz nadmienilem na poczatku, mija juz czwarty dzien odkad opuscilem goscinne progi mego wuja Czteropalcego Ochlaptusa i wyruszylem w droge powrotna do mego rodzinnego Glebowa. Wyruszajac w te wedrowke nie spodziewalem sie, ze pogoda w gorach tak sie popsuje. Drugiego dnia zlapala mnie nagla sniezyca wiec zmuszony bylem schronic sie w pobliskiej jaskini (jakby sam Hefajstos mi ja zeslal). Nie zwazajac na to, iz moze byc zamieszkiwana przez niedzwiedzia badz lodowego trolla wkroczylem smialo do srodka. Skorzystawszy z hubki i krzesiwa rozpalilem zaraz mily, cieplutki ogien po czy rozejrzalem sie po jaskini. Byla wieksza niz sie z zewnatrz wydawalo. Jako ze mam z urodzenia smykalke do penetracji rozmaitych przestrzeni (a czemuz to sie tak rumienisz ma hoza dziewojo???) postanowilem ja zbadac. Wziawszy pochodnie zanurzylem sie w jej przepastne czeluscie. Idac w glab korytarza odkrylem dziwne malowidla na scianach o nieznanym mi znaczeniu. Gdy tak szedlem, uslyszalem dziwny odglos jakby dzwiek jednej z tych dziwnych machin szalonych gnomow. Bedac przygotowany na wszystko, scisnalem mocniej swoj topor, po czym zanurzylem sie w ciemnosci...- W tym momencie, widac z nadmiaru wrazen i emocji dzielny krasnolud osunal sie na ziemie.. Adamus westchnął: - Znów leczenie, może najpierw konwencjonalne metody. Strzelił Kiowasa kilka razy w pokryte gesta brodą policzki i ten szybko oprzytomniał. - Przepraszam troszkem zmęczony - łyknął z bukłaka który podał mu Adamus i łypnął wdzięcznym okiem na Adamusa a drugim na wiszący na ścianie kilimek. Przeciągnął się i podjął swoja opowieść: ...na czym to ja...aha juz wiem. Jak juz mowilem zanurzylem sie w ciemnosci (prawdziwie egipskie chociaz kto tam wie tych Egipcjan) i naraz znalazlem sie w ogromnym pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka widac bylo, iz jest ono uczynione reka krasnoludzka, nie byla to z pewnoscia dzialalnosc sil przyrody. Gdy sie tak rozgladalem dookola z przeciwnego kranca pieczary dobiegl mnie donosny glos: -Tu bi or not tu bi. Zaciekawiony i nieco zdezorientowany podszedlem blizej. Oczom mym ukazal sie sedziwy elf lezacy pod sciana i najwyrazniej umierajacy na pryszczyce. Nie podchodzilem wiec blizej coby sie tym diabelstwem nie zarazic, ino go zapytalem: -A coz ty tu robisz elfi parchu? -Fok ju ju stjupid dlorf-zakaszlal do mnie w swym dziwnym dialekcie. -Mow we wspolnym bo cie poharatam tak ze nie bedziesz mial sily nawet mowic. -Powiedzialem witaj mily przybyszu. Szczescie zes sie zjawil bo obawiam sie, ze nadchodzi moj czas. Jest cos o co chcialbym cie prosic. -Co to takiego? -Pragnalbym po raz ostatni skosztowac prawdziwego, wolowego miesa, nie tego z przemytu z Zachodnich Stanow. -A skad ja ci glupi elfie teraz miecho wolu wezme? -Tego to ja nie wiem, ale nagroda cie nie ominie. Tylko pamietaj - wroc w przeciagu nastepnych 7 dni, a dostaniesz iscie krolewski skarb. Zabij mnie a ... sie dowiesz. -No dobra ide, ale nie radze ci mnie wykolowac. Tu zmeczony krasnolud konczy swa opowiesc. -I tak wlasnie bakajac sie prze dwa kolejne dni dotarlem tutaj... mam prośbę. niech ten co kończy wyznacza osobę która ma pisać dalej to bedzie jednośc wątku. Soul. Poprawcie błędy i opublikujcie artukuł. jest ok.

23.05.2001
17:47
smile
[5]

kiowas [ Legend ]

No dobra leo jestes nastepny:))

23.05.2001
17:50
smile
[6]

leo987 [ Senator ]

Kiowas- pisz dalej w rozdziale drugim, ja musze leciec. 3m sie

24.05.2001
08:23
[7]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Gdy Kiowas skończył swoją opowieść Adamus już miał mu zadać jakieś pytanie, gdy kontem oka spostrzegł że Leo tylko udaje nieprzytomnego i uważnie przysłuchuje się temu co się dzieje w chatce Magini. Powoli wstał i podszedł do posłania na którym leżał najemnik. Złapał go za szatę pod szyja i z gniewem zapytał: - To teraz wytłumacz mi dlaczego wpakowałeś mnie w ta śmierdząca historię? Ktoś ci za to zapłacił, jeśli tak to mów kto. Lepiej dla ciebie żebym nie musiał żałować ze niosłem cię tyle kilometrów w takiej zamieci i na dokładkę tyle się namęczyłem rzucając tak mocne czary leczące. Jak wyczuje że kłamiesz to moja zemsta będzie straszna, a jak podasz mi jakieś uczciwe powody dla których tak postąpiłeś to może ci nawet wybaczę. Już taki jestem że jak się wkurzę to bym zabił, ale jak już mi złość przejdzie to poskładam do kupy to co zostanie. O ile coś z ciebie zostanie. Leo przełknął ślinę aż mu grdyka zadrgała i drżącym głosem zaczął opowiadać: - Na sto piorunów Croma i wybite zęby Bachusa !!! - wykrzyknął Leo, rozpoznając w trzymającej go za gardło postaci kapłana Adamusa. Włosy stanęły mu dęba ze strachu, a ręka odruchowo sięgnęła do pasa, szukając miecza. Lecz miecza nie było, i perlisty pot wystąpił na czoło chuderlawego najemnika. Jednakże ze względu na to, iż Leo był człekiem porywczym, zapomniał o groźnych słowach kapłana i krzyknął: - GDZIE JEST MÓJ MIECZ ? !!!. - Zostawiłem go tam, gdzie Cię znalazłem raptusie - odparł Adamus- w śniegu, na przełęczy. Myślisz że dźwigałbym jeszcze to żelastwo, które jest cięższe od Ciebie? -Co ?!!! - krzyknął najemnik, a w jego plugawej postury ciałko wstąpiła siła stu byków Taurusa - No to już po mnie. Swym nierozsądnym uczynkiem wydałeś na mnie wyrok Adamusie... - Przestań się rzucać krowi synu - zawołał krasnolud Kiowas, rzucając jednym okiem na Leo, a drugim na dekolt Magini - tylko opowiedz lepiej skąd się wziąłeś na Lodowej Przełęczy? I lepiej mów prawdę, bo jak nie, to....- niestety nie dokończył swej groźby, gdyż wzrok jego oka powędrował za daleko za granicę przyzwoitości i jęzor wyleciał mu do pasa z zarośniętej gęby. - Przestań na mnie łypać tymi gałami, zezolu - zdenerwowała się Magini. - Spokojnie, dajmy wreszcie odpowiedzieć Leo na zadane mu pytania. Nie wystawiaj naszej cierpliwości na próbę i zaczynaj... Zrezygnowany Leo opadł smetnie na posłanie, powłóczył przerażonym wzrokiem po twarzach zebranych w chacie wędrowców i zaczął swą opowieść... - To naprawdę nie moja wina, to wszystko przez tych na górze, to oni mi kazali, naprawdę. - Jacy oni? - ryknął Adamus - lepiej się pośpiesz bo tracę cierpliwość i chyba gdzieś mam zwój z zamianą w skarabeusza (to taki miły żuczek, cały czas toczący kulkę gówna przed sobą), może jesteś chętny? Leo zbladł a oczy weszły mu z orbit i jeszcze bardziej drżącym głosem powiedział: - Nooo, dooobrze, niieee bęęędęęę kłłłłamałłł, obiecuję. Tak naprawdę, to wszystko przez moje lepkie paluszki i niewielkiego pecha. Jestem co prawda najemnikiem i potrafię wywijać mieczem i sztylet prawie tak dobrze jak językiem, ale moja druga profesja w której też jestem niezły to niewielkie, malutkie, cichutkie kradzieżyki i jeszcze się nie zdążyło żeby mnie ktoś na tym złapał. - Nie przechwalaj się tylko mów mi tu zaraz bo jak mi jeszcze trochę ciśnienie podniesiesz to chyba jednak będziesz do końca życia babrał się w gnoju - warknął Adamus - No, dobrze, dobrze - mruknął Leo widząc że Adamusowi złość już trochę przeszła - przecież gadam i to jak na spowiedzi. Mówię przecież, że to wszystko przez pecha, wsadziłem rękę nie do tej kieszeni co trzeba. Okazało się że gościu w swojej tunice miał zaszyty talizman anty złodziejski i zanim się połapałem to już miałem na grzbiecie dwadzieścia kijów i siedziałem w bardzo przyzwoitym loszku z bandą niewydarzonych szczurów na plecach. Nie mogłem nic zrobić, bo byłem przykuty do ściany, a te wstrętne gryzonie zrobiły sobie ze mnie wybieg. Do dzisiaj dostaje gęsiej skóry jak o tym pomyśle, tak nie lubię myszy, brrrrry. - No i co dalej? - Na drugi dzień przyszedł do celi kupiec którego chciałem okraść i powiedział że jak coś dla niego zrobię, to może mnie puści wolno i jeszcze zarobię parę groszy, jak nie to zgnije w tym lochu - Leo głośno chlipnął - to co miałem robić, zgodziłem się. Powiedział że muszę wrobić w pewną śmierdzącą sprawę gościa który nazywa się Adamus..... - COOOO!!! Ryknął Adamus - i zgodziłeś się? Gdzie jest ten zwój, zaraz pomaszerujesz na sześciu nóżkach szukać zamarzniętego gówna na dworze. - Nie, nie, nie proszę - wrzasnął Leo - nie zrobiłem wszystkiego co on mi kazał, gdyby nie ja to już byś nie ja to już byś nie żył, tylko dzięki... Dalsze slowa leo zostaly zagluszone przez natarczywe walenie do drzwi... Magini skrzywila sie. -Kogo znowu niesie.-podeszla do drzwi otworzyla je i zamarla. Na progu stala wysoka postac szczelnie otulona peleryna. Nie bylo widac jej twarzy a spod kaptura swiecilo dwoje czerwonych oczu. -Witajcie- rzekl przybysz -Zwa mnie Gambit. Przynosze wam wiesci o zagladzie... Przez chwile nikt nie wiedzial co robic.... - Jakiej zagładzie, na Bachusa, czy to nie może poczekać???? Najpierw musze się dowiedzieć w co mnie wrobił ten wypierdek mamuta i czy przeciągnąć go tylko laga parę razy przez grzbiet, czy też zafundowac mu paszteciki z końskiego gówna do końca zycia! Leo na ostatnia propozucje wyraźnie się wzdrygnął i szybko powiedział: -To może być jakaś ważna sprawa lepiej go wysłuchamy.

24.05.2001
09:23
[8]

MarCamper [ Generaďż˝ ]

hop, w górę

24.05.2001
10:01
smile
[9]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy - Zamknijcie sie w końcu wszyscy - az podskoczyli na przestraszeni stanowczym głosem kobiety. Leo poczuł jej krzyk głęboko w swojej głowie, a Adamus z zadowoleniem pomyślal, że nie zmyliło go pierwsze wrazenie, jakie poczyniła na nim czarodziejka. - Złazły sie do mojej chaty nagle wszystkie cudaki tego świata, Kogo jeszcze sie spodziewamy? CO ??!!! Może w końcu któryś.... Jej głos zagłuszył okropny hałas i nieziemski odgłos. - Wilki, czy ki diabeł - dalo sie słyszeć Magini jednak bez obawy podeszla do drzwi i otworzyła je... - Kobieto, czyś Ty postradała zmysły - usłyszeli spóźnione niezbyt grzeczne ostrzeżenie Kiowasa Do środka wbiegło ogromne bydle. Rzuciło się na kobiete. Leo odruchowo sięgnął po swój miecz (którego oczywiście nie było, bo Adamusowi nie chciało się go tachać). Łowca sięgnął po strzały, a Adamus złożył dłonie i zaczął zaklęcie. - Misiu - krzyknęła radośnie kobieta - Gdzieś ty sie podziewał, co? Pewnie na panienki wyskoczyłeś. Bydle zwątpiło i nie wiedziało, czy jego pani się cieszy, czy go ochrzania? A poza tym zmylił go dziwny zapach w chacie. - No, teraz możecie gadać - ucieszona czarodziejka usiadła koło przerażonego ciągle jeszcze Leo. "Za blisko" pomyśłał Adamus i pożałował, że przytachał tu najemnika. Tymczasem ... ...tymczasem Crom (bo to on ukrywal sie pod iluzoryczna postacia Gambita) obserwowal pilnie najemnika. Ten osobnik byl mu winien zycie lub misje. Wiedzal jednak, ze zdazy odebrac naleznosc. Usiadl przy scianie, zdjal kaptur odslaniajac poznaczona bliznami twarz, kruczoczarne wlosy i oczy, czerwone jak dwa rozrzazone wegle...powodl wzrokiem po zebranych i przemowil -Z poludna nadciaga sie zaglada...armie gigantow, orkow i barbarzyncow ciagna w te strone nieprzerwanym strumieniem - przerwal aby sprawdzic jakie wrazenie wywarlo to zdanie poczym podjal watek. - Banda barghestow postanowila urzadzic tu cos na wzor Gehenny. Jak dotad nic nie jest w stanie powstrzymac naporu tej sily. Jako jeden z niewielu ocoalalem z armii poludnia. To nie byla bitwa, to byla rzez. Wybaczcie, ze mowie nieco chaotycznie ale to co widzialem odcisnelo trwale pietno na mnie...- mam nadzieje, ze to kupia pomyslal wymyslil ta historie tuz przed chata, ale wygladalo na to, ze chwyci...zerknal na Magini rozkoszujac sie widokiem takiej kobiety....odrzucil od siebie te mysli...teraz wazny jest najemnik i cala ta grupa. Kobieta zajmie sie pozniej...obserwowal i czekal na reakcje... W chacie nastala cisza i tylko slychac bylo szum wiatru zza drzwi Nagle uczestnicy tego niezwyklego spotkania uslyszeli dziwny szmer... Dobiegal jakby spod ziemi, przez moment dalo sie slyszec jakies sapanie i podloga w centralnym miejscu chaty lekko zadrgala. Gambit szerzej otworzyl oczy, Adamus juz nerwowo wertowal zwoje, Magini jednak spokojnie obserwowala obecnych. Na Jej twarzy widac bylo lekki usmiech. Wtem klapa zamykajaca dostep do piwniczki odskoczyla z loskotem i obecnym ukazala sie postac mezczyzny w sile wieku. Wlos mial juz jednak zaznaczony siwizna, wzrok trzoszke rozbiegany. Drapiac sie w orli nos powiódlwzrokiem po obecnych. Odstawiajac sloiczek korniszonów skupil swoije spojrzenie na Gambicie. - Jestem Matchaus. Przybyla postac zatrzymala swe spojrzenie na Gambicie. Gambit przez moment wytrzymal spojrzenie, po czym spóscil wzrok. - Spodziewalismy sie Ich, co moja uczennico? Matchaus wyraznie sie usmiechal, patrzac caly czas na Gambita. - Ciebie spodziewalismy sie szczególnie! Tu Matchaus podniósl glos i bylo juz jasne, ze profesja jego jest magia.Jego palce otoczyla poswiata, oczy zwezyly sie, twarz przybrala upiorny wyraz. - Nie mysl, ze to co powiedziales ma dla mnie jakies znaczenie. Znam Cie i Twe zamiary. Wiedz jednak, ze sily z jakimi sie sprzymierzyles nie sa juz pod Twoja kontrola... czerwone oczy Gambita rozbłysnęły upiornym światłem i ognista aura otoczyła jego postać. -Głupcy, nie zdajecie sobie sprawy z zagrożenia, jakie bedzie waszym udziałem...ale wkrótce się okaże kto miał rację.....wczesniej czy później nasze drogi się spotkają... To mówiąc Gambit zaczął nakreślać swą szponiastą ręką dziwny znak. Wnętrze chaty wypełniły nagle okrutne dymy, ściany zaczęły drgać tak, iż zebrani w niej wędrowcy pewni byli, iż wkrótce się rozleci i pogrzebie ich w swych zgliszczach... -Żegnajcie...upiornym głosem zawył Gambit i zniknął wśród kupy dymu i ognia... - Na Bachusa! Jak żyję nie widziałem takiej mocy - wysapał przerażony Adamus, którego spodnie dziwnie osunęły się na wykrzywione artretyzmem kolanka. - Fok mi- zakłął w dialekcie elfów krasnolud Kiowas, niespokojny czy zdoła odnaleźć wołowinę dla umierającego elfa. Magini ze strachu użyła swego gara z ciuchami jako chełmu i wyglądała dość niespotykanie, kuląc się za postacią matchausa wraz ze swą bestią. Leo, jak to miał w zwyczaju, zemdlał ze strachu oczywiście...i tylko łomca MarCamper odezwał sie spokojnym głosem: - to na niego polowałem od tylu dni. Matchaus przemówił do zebranych: - Skoro już wszyscy dotarliście w to miejsce mogę wyjawić Wam prawdziwe powody naszego spotkania. To nie przypadek. Wezwałem Was tu używając sweych czarów by oznajmić Wam tę oto wiadomość...Droga uczennico, zanim jednak zacznę, bądź tak dobra i zdejmij z głowy garnek z praniem, bo nie przystoi młodej kobiecie paradować w takiej kreacji... Magini pomruczała troche i posyłajac pod adresem Matchausa cichutkie przekleństwa oddaliła się w kat izby. Matchaus podjął przerwaną rozmowę.... c.d.n.

24.05.2001
11:51
smile
[10]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Musicie wiedzieć moi drodzy - zaczął Matchaus, ale przerwał mu Adamus: - Poczekaj chwilkę bo mnie znów to pieprzone lumbago chwyciło, ale zaraz sobie poradzę. Pomruczał cos pod nosem i znów mógł się wyprostować i przenieść ciężar ciała z kostura na mocne nogi. - Mam też jeszcze jedna sprawę do wyjaśnienia - powiedział powoli cedząc słowa przez zaciśnięte zęby i patrząc ciężkim wzrokiem w stronę drżącego Leo. - Jest tu jedna pyskata istota która zaraz bardzo polubi zapaszek i smak odchodów, niech no tylko znajdę ten zwój. Leo zbladł jeszcze bardziej i wargi mu zadrgały: - Nie rób tego, proszę zrobię co tylko każesz i obiecuje że już będę grzeczny. Nic już w życiu więcej nie ukradnę i złego słowa nie powiem na temat kapłanów Bachusa. - Zaraz, zaraz panowie spokój - zawołał Matchaus - Adamus nie denerwuj się to nie była wina Leo, on tylko robił to co musiał żebyśmy mogli się tu wszyscy spotkać. Zresztą sam musiał uciekać z miasta, mało mu laczki nie pospadały tak zasuwał. Musicie wiedzieć że zostaliśmy wybrani dla wykonania bardzo ważnego zadania. Od tego czy nam się powiedzie zależy przyszłość całego Gronlaynu. Kiowas podrapał się gęstwinę włosów i zerkając jednym okiem na Matchausa a drugim w stronę bukłaka przywieszone u pasa Adamusa powiedział: - No dobra wal śmiało. W końcu taki wojownik jak ja niczego się nie boi, a ten stary elf będzie musiał zaczekać. Elfy żyją tyle lat że tydzień w ta, albo miesiąc w tamta nie ma dla nich większego znaczenia. - Tak, tak śmiało mów co wiesz i co mamy zrobić ja też jestem gotowy - powiedział MarCamper. - Nie myślcie, że ja zrezygnuje z tak ciekawie zapowiadającej się wyprawy - zawołała Magini puszczając przy tym oko do Adamusa i patrząc z politowaniem na przerażonego Leo który wcisnął się pod stół i udawał że go nie ma. - A ty, Leo? Czy masz zamiar przyłączyć się do naszej wyprawy? - zapytał Matchaus. - Ja? Dlaczego ja? Płaczliwie zaczął Leo, ale patrząc na Magini zmienił ton - No jasne że ja tez idę, w końcu mogą się wam przydać moje złodziejskie umiejętności i potrafię nieźle wywijać mieczem, zwłaszcza jak nie mam gdzie uciec. - No dobrze to w takim razie posłuchajcie - jeszcze raz zaczął Matchaus... -ehh...co tu gadać z takimi pokrakami jak Wy...bogowie, dlaczego ja własnie zostałem wyznaczony na przywódcę tych gaduł. Wolałbym wsuwać swoje korniszonki w piwnicy, ogladając tancerki w swej szklanej kuli, i grzać sie w ciepełku kominka....ale, skoro taka Wasza wola.... -Hej darmozjady, nie będę strzępił jęzora na daremnie. Wszystkiegi i tak dowiecie się podczas podróży. Nie traćmy więc czasu i ruszajmy... - Magini, zabieraj swój gar i bestię, tylko pamiętaj założyć jej kaganiec. Nie chcemy przecież by Leo stał się posiadaczem również jej kłów na swym zadku (obok wilczych, które już nosił od feralnego spotkania z wilkami). - I przebieraj sie szybciej....ahh te kobiety....westchnął Matchaus. Następnie skierował swe słowa do Adamusa: - A ty sie nie gap. Poniewaz Leo jest chucherkiem i słaby jeszcze, będziesz musiał go dźwigać na swych mocarnych ramionach przez całą drogę. I tylko nie marudź, bo jak usłysze jeszcze słowo o żuczkach-gnojarzach to Cie zamienię w cielaka, a nie wiem wtedy jak zdołam powstrzymać tego zezowatego krasnoluda, którego jedno oko własnie spogląda na mój tyłeczek... - Marcamper - napnij swój łuk i idź przodem, byśmy czasem nie wpadli w jakąś zasadzkę...jakkolwiek Crom został chwilowo przegnany, może czaić się gdzieś w pobliżu.... To mówiąc wędrowcy opuścili swe schronienie i wyruszyli z chatki w strone przeznaczenia. Łowca prowadził ten dziwaczny pochód, krasnolud co chwila wpadał na kogoś, bo miał kłopoty z orientacją przez swe rozbiegane oczka, Adamus jęczał coś pod nosem z wsciekłości, ponieważ kościsty zadek Leo wpijał mu się w kark. A najemnik zacierał swe złodziejskie smukłe rączki, ciesząc się z przyszłych przygód, jakie z pewnością ich nie ominą... Szli przez wiele godzin, zeszli w końcu z zimnej przełęczy, śnieg zastąpiła trawa, nawet przestało wiać. Na noc rozbili się w przytulnej dolince nad rwącym strumieniem, miło szemrzącym pośród kamieni. Leo zabrał się zaraz za rozpalanie ogniska, a Kiowas zabrał sie za rąbanie drewna. Magini westchneła głęboko przeciągając się jak kotka - Chyba wyszłam z wprawy tak mnie bolą nogi, ale przyda mi troche ruchu na powietrzu, zbyt długo się wygrzewałam przy kominku. - usiadła przy strumyku obmywając sobie twarz orzeźwiającą wodą. Adamus kląc pod nosem, niezgrabnie siadł na trawie łypiąc na Leo, który jak tylko mógł trzymał się z dala od kapłana. - Na Bachusa, już dawno żem się tak nie zmachał, pieroński świszczu - wysapał w kierunku Leo - jutro będziesz o własnych nogach zasuwał, bo nie mam zamiaru Cię już więcej taszczyć - splunął siarczyście do strumienia. Słuchajcie - MarCamper odezwał się spoglądając dookoła - muszę wam o czymś powiedzieć. - Wal śmiało brachu - krasnolud machnął grubą ręką - wspomniałem już wam że ścigam Croma, ale nie było okazji by powiedzić dlaczego - łowca usiadł i złożył ręce na kolanach - otóż mam do wypełnienia pewną misję, i jest mi potrzebna wasza pomoc. W moim miasteczku, na skraju Puszczy Dragońskiej, stała się rzecz straszna. W okolicznych lasach, które są głównym źródłem pożywienia dla całego miasteczka, zaczął grasować potwór zwany u nas Satopiorus. Najpierw zaczął zabijać każdego człowieka, który wszedł do lasu, a po tym jak okoliczne elfy wyniosły się w niedostępne gęstwiny w środku puszczy, a zwierzyna pouciekała w inne partie lasu, zaczął nawiedzać w nocy miasteczko. Mordował wszystkich których napotkał, kobiety, dzieci, żaden rycerz, żaden wojownik ani mag nie mógł zabić potwora. W końcu Burmistrz udał się do niedalekiej wyroczni i poprosił o pomoc w zabiciu bestii. Tam powiedziano mu, że zabić potwora można tylko za pomocą broni zrobionej z zęba Croma - boga wojny. I jeszcze to, że ząb ten może zdobyć tylko łowca, żaden rycerz, żadem mag ani nikt inny, tylko łowca. No i wybrali mnie - Marcamper skromnie spuścił głowę - podobno jestem najlepszym łowcą w tamtych okolicach. - Do krońskiego łajna, niezła historia synku - pokiwał ze zrozumieniem Kiowas - I pewnie chcesz byśmy pomogli Ci go zabić!?! - Jak go zobaczyłem zrozumiałem że sam nie zdołam tego zrobić. Czy pomożecie mi w tym? - podniósł głowę i rozejrzał się po zgromadzonych. c.d.n.

24.05.2001
12:52
smile
[11]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Lowca patrzyl po kolei na kazdego. Przesuwal swoj wzrok z jednej postaci na druga i zastanawial sie, co nowi przyjaciele na ktorych skazal go los, wybiora. Nie znaja sie przeciez. Nie wiadomo, czy dadza wiare jego slowom. Mial nadzieje, ze Matchaus wypowie sie jako pierwszy i zacheci innych do wedrowki. Tylko czy wygladajacy na niepodporzadkowujacych sie nikomu towarzysze zechca zrezygnowac ze swoich celow? Stary mag stal jednak niewzruszony i widac bylo, ze wazy w myslach slowa, ktore ma wypowiedziec. Glaskal tylko siedzace kolo niego bydle. - To co? Chyba cos zjemy, nie? Co tak bedziemy o suchym pysku gadac? - Magini rozladowala napiecie. - Ale nie myslcie sobie, ze idac z wami zgodzilam sie byc kucharka. Brac sie panowie za luki jazda po miecho. Marcamper wstal jako pierwszy. Cala reszta wdzieczna byla czarodziejce, ze nie musza teraz odpowiadac na propozycje. Podnosili niechetnie siedzenia jeden po drugim. Adamus pomyslal, ze moze zostanie choc na chwile sam na sam z Maginia - przeciez kaplan Bachusa nie bedzie polowal ani gotowal!! Zrobil krok w strone kobiety, ale uslyszal ostrzegawcze warkniecie. Zobaczyl usmieszek na twarzy kobiety: - Ty Adamus se nie mysl. Zeby glupie mysli wywietrzaly Ci z glowy przynies wode ze strumienia.- powiedziala udajac grozna. Wciaz nie mogal sie zdecydowac ktory bardziej sie jej podoba - kaplan czy lowca. Ale wiedziala, co odpowie na powtorne pytanie MarCampera. Wiedziala tez co postanowil stary mag, jej mistrz. Przeciez slowa lowcy dokladnie pasowaly do ukladanki, ktora zaczeli skladac kilka miesiecy temu... Podczas gdy Łowca z krasnoludem poszli polować na dzikiego zwierza, by złowić coś do jedzenia, a matchaus położył się przy rozpalonym ognisku, by dać wytchnienie członkom, Leo oddalił się od grupy. Jaki miał w tym cel?... Odszedłwszy na bezpieczną odległość, tak by nikt nie mógł go usłyszeć, wyciągnął z kieszeni amulet przyzwania i wyszeptał: Arktusie, przybądź na me wezwanie... ... na polance nagle zawiał mały wiaterek, który uformował z płatków sniegu tajemniczy wir, z którego dobywał się głos, przypominający muzykę... - Dlaczego mnie wzywasz Leo? Czyż nie mieliśmy sie spotkać na Lodowej Przełęczy? - Tak magu - odparł Leo- masz rację. jednakże plany uległy zmianie. najpierw napadła mnie wataha wilków, a potem wpadłem w łapy tego mocarnego gbura, który dybie na me życie...Sprawę skomplikowała dodatkowo obecność maga Matchausa i jego uczennicy Magini, którzy dziwnie coś dla mnie wyglądają, jak by domyslali sie celu naszego spotkania.... - Nimi się nie martw, w odpowiedniej chwili wkrocze do akcji i wtedy się z nimi rozprawię... - Oh, twe słowa sa jak miód dla moich uszu, magu - wyszeptał Leo - Chciałbym jeszcze.... Jego słowa przerwał okrutny wrzask dochodzący ze strumienia. -Musze kończyć - odparł Leo do maga, który rozpłynął sie w zamieci sniegu. - Wkrótce znów się z tobą skontaktuję... powiedzał Leo i pobiegł nad strumień by zobaczyć co sie stało. No tak, tego można się było spodziewać. Kapłan Bachusa, Adamus, którego magini poprosiła o zaczerpnięcie wody ze strumienia, zrobił to tak niefortunnie, że wpadł razem z garem do wody i wrzeszczał teraz w niebogłosy: - ratunku, dobrzy ludzie !!! Nie znam czaru pływania i jeśli mi nie pomożecie, utopie się pewnie w tej głębi !!! Rozbawiona sytuacją Magini weszła do strumienia i stanąwszy obok Adamusa w wodzie po kostki powiedziała swym ciepłym, czarującym głosem: - Wstań biedaku, bo ci kolanka zimna woda doszczętnie powykręca, a i lumbago za krzyże Cie chwycić gotowe...ha,ha,haa... - Wolał bym, byś to Ty Pani zechciała mnie chwycić za ....ale nie dokończył, gdyż dziewczyna spojrzała na niego takim wzrokiem, że dał sobie spokój. Wraz z leo który pomógł jej wydobyć kapłana ze stumienia skierowali swe kroki w stronę ognia, przy którym leżał Matchaus. - No to ładnieżem sie popisał w jej oczach- myslał zły Adamus, a woda wylewała mu się z uszu, nie mówiąc o jego długiej siwej brodzie pełnej zieleniny i wszelakiego plugastwa zamieszkującego okoliczne strumienie... c.d.n.

24.05.2001
14:13
smile
[12]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy ...tymczasem MarCamper z Kiowasem dzielnie czaili sie na grubego zwierza ukryci przezornie w kepie jalowca. -Nie krec sie krasnoludzie, bo zwierzyna poucieka. -Nie moge, galazka mi w tylek wlazi. -No ja z pewnoscia nie pomoge ci jej wyjac-zaznaczyl z obrzydzeniem MarCamper. -Nie badz taki madrala, bo cie moge uszkodzic-wysapal krasnolud. -Najpierw musialbys mnie zlapac goro miecha!!-zasmial sie lowca. -O zesz ty w morde...-zaperzyl sie Kiowas i juz mial wyciac lewego haka w brode wspoltowarzysza, gdy nagle zza drzew wypadl ogromny, buchajacy para z nozdrzy...bobr? -Ty, to jakis mutant, widziales kiedys takiego olbrzyma?-zapytal krasnolud lowce. -E, nie z takimi zwierzakami juz sobie radzilem. Zlapie go golymi rekoma, tylko patrz...-usmiechnal sie nieskromnie pewny siebie MarCamper. Po czym zaczal sie skradac w strone bobra... Niedługo potem MarCamper z Kiowasem wrócili do obozu. Ten ostatni taszczył na plecach okazałego wyrośniętego bobra. - A niech to cziort tasmański strzeli! Odzwyczaiłem się już od targania takich ciężarów - krasnolud zrzucił zwierze na trawę - ale za to będziem niezłe żarełko! - Kiowas głośno zamlaskał oblizując swe wielkie wąsiska. Niezła robota campuś, ale bez mojej pomocy sam byś go nie złapał! - krasnolud głośno cmoknął - popatrz jak Cię dziabnął! I rzeczywiście MarCamper był trochę poszarpany, i zmachany usiadł na trawie. Magini obejrzała go dookoła - nic Ci nie będzie! - po czym rzuciła kilka zakleć uzdrawiających. MarCamper spojrzał na nią z wdzięcznością i uśmiechnął się nieznacznie. Godzinę później towarzysze podróży leżeli dookoła ognia odpoczywając po sutym posiłku. Adamus podczas posiłku starał się jak tylko mógł by być najbliżej Magini i każdą możliwą sytuację wykorzystywał by ją dotknąć lub choć otrzeć o jej smukłą kibić. W pewnim momencie po jednym z takich "otarć" Czarodziejka wyszeptała kilka słów, i zaraz po tym Adamuz podskoczył jak oparzony. - hej co.. co jest grane! Kto mi to zro... Magini! Co to... co to jest do stu tysięcy zdechłych brutusów! - to nic takiego - magini uśmiechnęła się szeroko - rzuciłam na ciebie czar wzmocniona kamienna skóra - żaden wróg nie zrobi Ci teraz krzywdy! - Magini uśmiechnęła się jeszcze szerzej - a..aale ja nie mam czucia w rękach.. i w ogóle nie mam czucia! - Kapłan zdenerwował się. - aaa.. to... - Magini pokiwała głową po czym zaczęła się śmiać - to tylko taki skutak uboczny - wszyscy obecni też już tarzali się ze śmiech widząc szamotaninę kapłana. - ale nie przejmuj się - magini próbowała się uspokoić - do rana Ci przejdzie. Po chwili jak się wszyscy uspokoili krasnolud zaczął mówić: Opowiem jak to było z tym bobrem na polowaniu, naprawdę niełatwa przeprawa: c.d.n.

24.05.2001
15:02
smile
[13]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Kiowas podkręcił sumiaste wąsiska, beknął głośno i zaczął: - Gdy bydle rzuciło się w naszą stronę, myślałem że juz po nas. Na szczęście Mar był szybszy od najszybszych zaklęć Walinoru. Wyskoczył z krzaków, aż się kurzyło i wskoczył na pobliski konar, aby zaatakować zwiezrza z wysokości. Tutaj jednak się przeliczył. Bóbr wspiął się na konar jak najlepszy tygrys szablozęby. Ja jednak nie straciłem rezonu. Unosząc topór pobiegłem w ich stronę... - I co się wydarzyło?! Magini była wyraźnie poruszona. - Dopadłem zwierza kiedy próbował dobrać się do gardła MarCamperowi. Uderzyłem z cłych sił w kark, lecz mój topór ześliznął się po łopatce. Trysnęła posoka i bobrzysko zwróciło się w moją stronę.. Myślałem, że to koniec. Zwierze szykowało się do skoku i wiedziałem że przewaga wysokości jaką posiadał może byc dla mnie śmiertelna... - Jednak kiedy bóbr odwrócił się w moją stronę, Mar dobył sztylet i wbił go w samo serce potwora. Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że bóbr upadajac przycisnął mnie do ziemi. Mówię wam - straciłem oddech i tu znów jestem winny wdzięczność MarCamperowi. Wydobył mnie spod tego truchła. - Nie ma sprawy, żachnął się Mar, lecz widać było że słowa krasnoluda sprawiły mu przyjemośc. Wszyscy zajeli się jedzeniem, kiedy leo poczuł na szyi mrowienie.... -Co u licha?! Wrzasnął jak oparzony. Kontem oka dostrzegł, że matchaus nie siedział z innymi przy ogniu, lecz z pewnej odległości obserwował go badawczo. Nagle ręka maga wykonała szybki gest, z ust wydobył się krótki okrzyk. Jakaś niewidzialna siła szarpnęła złodziejem. Leo już czuł co się wydażyło. Podnosząc wzrok z nad murawy zobaczył twarze towarzyszy skupione na nim... W ręku matchausa tkwił jego talizman przyzwania... Leo podniósł się powoli czując na sobie wzrok pozostałych, wiedział że musi coś wymyślić i to szybko. Cisza która narastała z każdą chwilą tworzyła coraz bardziej nieprzyjemną atmosferę. Nagle Leo wpadł w gniew... -Mathaus żeś jest magiem to wiem ale nie wiedziałem żeś również złodziej! -Taaak? to ciekawe Leo że wybuchłeś gniewem czyżbyś się czegoś obawiał? Mathaus zjadliwie przyglądał się Leo. Krasnolud nie wytrzymał, chwycił swój topór i z szybkością błyskawicy przystawił go do gardła Leo. -A mnie się nie podoba twoja wredna gęba - usmiechnął się zjadliwie... -Spokojnie nie rzucajmy się od razu sobie do gardeł - Magini starała się uspokoić całą grupę. Jedynie Marcamper zachował zimną krew, siedząc na ziemi nawet się nie ruszył - A może byśmy tak najpierw opatrzyli tego bobra i urzadzili sobie ucztę, bo głodnym jak stado warchlaków a Leo nie zając nie ucieknie. Oblizał się na myśl o czekającej ich uczcie. -Uczcie z niewinnego zwierzęcia - nowy głos odwrócił uwagę wszystkich nawet Leo mając niewiele do powiedzenia skierował wzrok w stronę skąd dochodził głos... Nieopodal samotnego drzewa stała smukła postać z długimi czarnymi włosami spadającymi luźno na ramiona. Na pierwszy rzut oka można było rozpoznać elfa. Po wpiętych we włosy ziołach oraz tatuażu z motywami liści na całym jego prawym ramieniu rozpoznali Leśnego Elfa... Kiowas warknął: - A ty tu czego? - Czego? Zabiliście bezbronne zwierzę i jeszcze pytacie czego? Wzrok elfa stwardniał a ręka głaskała cisowy łuk niedbale... - Bezbronne? parsknął Kiowas... mało nas nie zabił! Magini scenicznym szeptem tak że wszysyc słyszeli szybko powiedziała - Leśne elfy nie bronią zwierząt nie wiecie o tym?? -A może on przyszedł na pomoc naszemu Leo? Kiowas najwyrażniej miał chętke na troszkę rozrywki... -Spokojnie to wszystko da się wyjaśnić Magini próbowała załagodzić spór. Mathaus przerwał jej -A tak wogóle to ktoś ty? -Sathorn leśny elf, broniący Puszczy wartownik Leśnej Pani. Elf skinał lekko głową patrąc na Maginię c.d.n.

24.05.2001
15:24
smile
[14]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy ... Crom byl na siebie wsciekly. Faktem bylo, ze dal sie podejsc jak male dziecko. Co z tego, ze to byli smiertelnicy, nie powinien byc tak nieostrozny. Siedzial teraz w fotelu stworzonym z powietrza i otoczony boska niewidzialnoscia obserwowal grupe wedrowcow. Zaintrygowali go. Po zdarzeniu w chacie mial ochote ich zabic, ale wkrotce stwierdzil, ze bylby to wielki blad. Po pierwsze sam byl sobie winien, po drugie dowiedzial sie dlaczego ten lowca go sciga...zabić Croma, co za bzdury. Slyszal o tym, ze smialkowie poszukuja kawalkow bogow, aby stworzyc z nich potezne artefakty, ale ngdy nie dotyczylo to jego samego, a teraz...ciekawe kto nagadal tym biedakom takich rzeczy. Poczeka jeszcze na rozwoj wypadkow i wkroczy w odpowiednim momencie. A no i jeszcze ten niewidzialny pomocnik najemnika. Niezle pomyslane, ciekawe jaka ma do odegrania role... Sa niezli...poradzili sobie z bobrem, ktorego lekko wzmocnil, a teraz ten Matchaus cos kombinuje...moze nadzszedl czas aby znowu sie ujawnic..... Nie zdejmujac niewidzialnosci Crom strumieniami powietrza oplotl szyje Mathausa i zacisnal petle...Poczekal az ten straci przytomnosc i rozluznil sploty opuszczajac bezwladne cialo na ziemie. Wtedy zszedl na ziemie i stal sie na powrot widzialny... -Witajcie ponownie- powiedzial - Steskniliscie sie? Grupa stala jak zamurowana... - Skad sie tu wziales? - zapytal leo - Mam swoje sposoby - odpowiedzial Crom - chcecie walczyc czy porozmawiamy? Sczerze mowiac ja chcialbym porozmawiac. c.d.n.

24.05.2001
15:26
smile
[15]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy -No co jest do stu diablow, az taki straszny nie jestem, zebyscie nie mogli sie odezwac-huknal Crom na oniemiala bande. -Ja bym go najchetniej pociagnal z toporka-westchnal z nadzieja Kiowas. -A moze go tak naszpikowac strzalami?-zapytal MarCamper. -Adamus, szykuj zaklecia leczace, ja wyszperam pare ofensow-szepnela Magini do kaplana Bachusa. Crom popatrzyl na nich jak na skonczonych durniow, podrapal sie po glowie i powiedzial: -Nie chcialbym wam przerywac tej sielanki, ale pragne zaznaczyc, ze jako bog jestem z natury rzeczy deczko potezniejszy od tej waszej halastry. W zasadzie moglbym nie strzepic po proznicy jezyka i przyplic wam dupska piorunem, ale naprawde wolalbym zamienic z wami pare slow. Bohaterowie popatrzyli po sobie w konsternacji, po czym odezwal sie leo: -Twa doglebna analiza zaistnialego w tej czasoprzestrzenie problemu wymaga skonsultowania naszego obecnego stanu wiedzy i ogolnie przyjetym trendem nieingerencji... -Przepraszam, ze sie wtrace, ale jako nowo przybyly chcialbym zapytac, czy on zawsze byl inteligentny inaczej?-zapytal Sathorn. Wszyscy, lacznie z Cromem, pokiwali ze zrozumieniem glowami. -To chyba od tego ciosu w glowe-zauwazyl Adamus-w jego przypadku widac wieksze uzdrowienie nie skutkuje. Trzeba by chyba zaaplikowac cos skuteczniejszego. -Moze by tak obciac mu leb? Klopot z glowy, hie hie-popisal sie watpliwej jakosci dowcipem Kiowas. -Ja bym doradzal wsadzic mu w tylek bobrzy ogon, podobno pomaga-wyskoczyl z innowacyjnym pomyslem MarCamper. Dyskusja rozgorzala na dobre, tak ze druzyna nie zauwazyla, ze... c.d.n.

25.05.2001
07:48
smile
[16]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Krwistoczerwone ostrze bez najmniejszych problemów rozłupało czaszkę dwumetrowego orka. Jego topór cicho opadł na ziemię, nieopodal nogi tajemniczego podróżnika. Ten odwrócił się szybko, aby odeprzeć atak nacierającego trolla. Miecze szczęknęły, iskry posypały się na wszystkie strony. Nieznajomy odskoczył, a następnie wyprowadził kolejny atak na trolla. Skuteczny. Stwór ostatkiem sił próbował zablokować zabójczy atak, jednak jego miecz pękł jak zapałka pod naporem czerwonej klingi. Glowa trolla z cichym szelestem potoczyła się po ziemi. - Kolejna bezsensowna śmierć. Zastanawiam się czasem dlaczego te stworzenia są takie agresywne. Co o tym sądzisz Black? Odwrócił się w stronę ciemnego kształtu, który przez cały czas stał obok niego. Stwór nie odpowiedział. - Jesteś ostatnio bardzo małomówny. Wtedy poczuł nagły przeblysk w głowie. Spojrzał na ciemną istotę. Wiedział, że ona także to poczuła. - Black, natychmiast nas tam przenieś! Otworzył się przed nim czerwony portal. Szybko wskoczył w niego, a w ślad za nim podążyła tajemnicza istota. Tymczasem w lesie trwało zamieszanie. Crom próbował rozpocząć rozmowę z drużyną, lecz jego próby spaliły na panewce. - Nareszcie cie dostałem - wykrzyknął MarCamper - teraz będe mógł zdobyć twój ząb i tym samym ocalić swój lud od zagłady. - Zaczekaj, ten ząb to po prostu bajka, nie zabijesz nim tego potwora - bronił się Crom. - Kłamiesz! Teraz juz i nie mi uciekniesz ! Przygotuj się na śmierć! MarCamper napiął swój łuk i wystrzelił śmiertelną strzałę. W tym samym czasie, nad lasem otworzył się magiczny portal. Wyskoczyły z niego dwa ciemne kształty, które pędem pobiegły w kierunku drużyny. Nieznajomy szybko zbliżył się do Croma. Błysnęło jego czerwone ostrze. Przecięta na pół strzała upadła tuż pod nogami boga. Podróżnik krzyknął do MarCampera: - Ty głupcze! Mogłeś pozbawić nas jedynej szansy na ocalenie całego świata ! Crom popatrzyl na lowce. - Kto naopowiadal ci bzdur o broni z mojego zeba? Wioskowy medrzec, czy jakas zapyziala wrozka? Rozbawilo mnie to wiec moze ci pomoge. Podkreslam MOZE. A ty - tu zwrocil sie do leo - Ty jestes mi wciaz cos winien. Nie zapominaj o tym... Po tych slowach podszedl do ogniska... Patrzyli na Croma z zaciekawieniem, a Marcamper aż z wrażenia rozdziawił usta i zrobił wybitnie inteligentna minę. -Zamknij usta bo ci tam żaba wpadnie, albo nawet wiewiórka – zakpił sobie Crom – mam wam wiele do powiedzenia i będziecie musieli podjąć bardzo ważne decyzje. Ale widzę że za wami ciężki dzień i co niektórzy ledwo trzymają się na nogach. Odpocznijcie a ja jutro rano zjawie się i wszystko wam opowiem. Po tych słowach sylwetka Croma rozmyła się i po chwili tylko dziwny zapach prochu i cmentarza świadczył że w tym miejscu przebywał sam bóg wojny. Noc zakryła polanę ciemnym całunem. Gwiazdy na nieboskłonie tajemniczo migotały, a księżyc leniwie przesuwając się w stronę Wielkiej Niedźwiedzicy łagodnie rozjaśniał okalającą ziemię ciemność. - Och jaki jestem senny - powiedział Kiowas. - Rzeczywiście chyba czas już trochę odpocząć - odpowiedział Leo i jak zwykle złośliwie zaproponował – Adamus weź chłopie usiądź przy ognisku i będziesz pełnił jako pierwszy wartę, mnie nie budź bo jestem jeszcze chory. Zawinął się w koc i po chwili smacznie pochrapywał. Jeden za drugim kładli się i zapadali w sen. - No ładnie, nie ma co to niby mam całą noc stać na warcie? – pomyślał Adamus – Niech wam będzie, mam jeszcze trochę eliksirów to sobie poradzę. Może w godzinę po tym jak już wszyscy smacznie spali Adamus zauważył jak Magini śpiąca przy samym ognisku podniosła się i cicho do niego podeszła. - Och, Adamusku jestem ostatnimi czasy taka samotna, próbowałam usnąć ale nie mogę spać. Wiesz że podobasz mi się, czy... Adamus spojrzał w piękne oczy Magini i delikatnie ją przytulił. -Moja droga, ale ja mam obowiązki. - Nie martw się rzuciłam czar i nic i nikt się nie przedostanie do naszego obozu. Nie martw się tez ewentualnymi hałasami, w ten czar wbudowałam zaklęcie ciszy. ...................................................................... - To była długa i piękna noc – powiedziała rozmarzona Magini. Na pewno nigdy jej nie zapomnę. Szkoda tylko że już powoli wstaje świt. - Cicho moja miła – nie martw się, przed nami długa droga i takich nocy będzie jeszcze dużo. Czy mogę cię zapytać dlaczego ja? przecież widziałem że Leo tez ci się podoba. - Ehhhh, smętnie westchnęła Magin - niestety popatrzałam w moja szklaną kule i odkryłam smutna tajemnicę, którą Leo nosi w swoim sercu. Niestety jest całkowitym impotentem i nawet najmocniejsze czary viagranalne nie są sobie w stanie z tym poradzić. - Biedaczek – pomyślał Adamus, nie będę mu więcej już dokuczał. Nic dziwnego że jest taki skwaszony i nieszczęśliwy. Po woli całe towarzystwo zaczęło się budzić i jak zwykle najbardziej głodny Kiowas zaczął się domagać jadła i piwa. Leo popatrzył na rozjaśniona twarz Magini i smętnie pociągnął nosem. - Nie martw się chłopie – Adamus przyjaźnie klepnął go w plecy, Leo aż się ugiął – mam dobre układy z Bachusem i może będziemy mogli cos poradzić na twoją przypadłość. Na twarzy Leo wykwitł niewielki uśmiech i z nadzieja w głosie zapytał: - Jesteś pewien – zmieszał się – a skąd wiesz? - My kapłani.... No wiesz mamy swoje sposoby. Jak skończy się nasza wyprawa pomyślimy o twoich kłopotach. W oczach Leo zalśniły łzy wdzięczności. - Wiedziałem że masz dobre serce, ale nie przypuszczałem że aż tak –pociągnął nosem – przepraszam cię stary. - Nie ma sprawy, chodź musimy się przyszykować niedługo zjawi się Crom i wszystko nam wyjawi. Leo pociągnał z wdzięcznością nosem co bardziej przypominało chlipnięcie niż katar. Nagle chwycił Adamusa w pół, w stylu znamym szerzej jako "na niedźwiedzia". Adamus speszył się trochę i rozejrzał nerwowo. -Daj spokój stary jeszcze ktoś zobaczy! Leo chlipnął coś niezrozumiale i puścił Adamusa, zrobił to jednak na tyle niezgrabnie że prawie nadepnął śpiącego Mathausa. -Uff jeszcze tylko tego by brakowało żebym na tego ciekawskiego maga nadepnął. -A właśnie Leo. Adamus ściągnął brwi. Co to było za świecidełko które Mathaus ci z kieszeni wyciągnął? Leo ściszył głos. - Tobie powiem, ale nie teraz. Rzucił szybkie spojrzenie na Kiowasa nerwowo poszukującego jakiegoś żarcia którym mógłby napełnić swój krasnoludzki żołądek. - Później pogadamy. Jego spojrzenie wyrażało coś czego Adamus mógł się tylko obawiać. Adamus zamyślił się. Co jak co ale ten Leo może mieć jeszcze coś ciekawego do powiedzenia. Na razię więc trzymajmy z nim sztamę - pomyślał. Uśmiechnął się przy tym przyjaźnie do Leo i rozeszli się. Tymaczasem Kiowas na spólkę Marcamperem już zdołali przytaszczyć z lasu parę zajęcy na śniadanko. Ominęli przy tym szerokim łukiem postać wstającego Sathorna i udając że nie widzą jego oskarżycielskiego wzroku zaczęli przygotowywać posiłek. Sathorn spojrzał ze smutkiem na zabite leśne zwierzęta, powiedział parę słów cicho, westchnał i... podszedł do ogniska mrucząc pod nosem "jak wlazłeś między wrony musisz krakać tak jak i one". Przy ognisku już cała kompania czekała na śniadanko jak się okazuje bardzo skromne gdyż Kiowas przy dzieleniu porcji popisał się krasnoludzkim sposobem dzielenia racji żywnościowych. Jedli w milczeniu, każde z nich przemyśłiwało nad pojawieniem się Croma i jego dziwnej obietnicy. Każde z nich próbowało dociec o co chodzi Cromowi. Każde z nich było inne, każde miało swój cel. Marcamper już zdążył wyjawić swój, a pozostali...? Kiowas był prostolinijny jak stojący fiut, pojeść, napić się, zabawić a wszystko okrasić dobrą bijatyką. Matheus i Maginia - wiadomo czarodzieje a tacy to zamknięci w tych swoich wieżach i tylko księgi i pergaminy, spędzają nad tym lata. Adamus w tym swoim kapłaństwie nie był dość dobry, chyba że udaje niedołężnego. Leo, złodziej był najbardziej tajemniczy jeszcze ta historia z amuletem... nie wiadomo po czyjej stronie stoi. Sathorn - dziwna postać, niby strażnik lasu a krótka coś trwała kłótnia o zabijanie zwierząt, teraz sam wcina królika że aż mu te szpiczaste uszy się trzęsą. Te jego tatuaże coś dziwnie wyglądają a medialion na szyi błyszczy jakby nienaturalnie...No i bezimienny z czerwonym mieczem i czarnym towarzyszem. Biegłość nieznajomego w operowaniu mieczem była godna podziwu, jednak któż to jest? Jakie jego zamiary? A jego towarzysz? Nie było widać żeby spał w nocy. Oczekiwanie na Croma przerwał Sathorn przeżuwając udko zająca. Nie patrząć na Adamusa z lekką zjadliwością rzucił. -Coś panie szlachetny Adamusie kiepsko wyglądasz? Jakbyś wycieńczonym był, a może się mylę - w końcu poranna mogla mogła mi zmysły omamić... Jego krótki uśmiech mówił więcej niż niedbałe słowa. Adamus zaczerwienił się soczyście ale nie rzekł nic. Sathorn jakby tego nie zauważył mówił dalej spokojnym głosem -Ale tobie szlachetna czarodziejko na wigorze jak widzę dziś rano nie zbywa... Adamus rzucił szybkie spojrzenie na Maginię a wyglądał jakby się kością udławił. Maginia odezwała się beztrosko - Dziękuję to chyba ten powiew porannego wietrzyka, wiesz Sathornie jak to wpływa na kobiety... uśmiechnęła się promiennie. W głowie Adamusa kłębiły się myśli jak woda w wychodzku u najjaśniejszego Pana Montaru u którego raz miał okazję taką nowość oglądać. "Widział czy nie widział?!?", "Powie coś czy nie??". Jednak ze spokojem skontatował że pozostali nie zwrócili najmniejszej uwagi na słowa Sathorna (a on też nie powiedział więcej nic) i dalej wszyscy wcinali zajączka. Adamus odetchnął wewnętrznie, cholera zwój przestał już działać, Maginia już nic nie pamięta ale licho nie śpi jak ten Elfi dzikus powie o jedno słowo za dużo a ona się domyśli... oj nawet nie chciał myśleć jak wygląda gniew czarodziejki. Jednak problemy Adamusa zeszły na dalszy tor bo oto przed nimi (a nad ogniskiem) zaczął materializować się im znajomy kształt....

25.05.2001
08:33
smile
[17]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Crom zmaterializowal sie tuz nad plomieniami. Rozejrzal sie a gdy stwierdzil, ze nikt juz nie spi, spokojnie zasiadl przy ognisku. - Witajcie ponownie. Adamus, Magini mam nadzieje, ze jestescie wyspani...to co powiem musi trafic do jasnych umyslow a nie zamulonych snem i przyziemnymi rozkoszami. Jeszcze raz powiodl wzrokiem po zgromadzonych - No gadaj wrzeszcie, a nie belkoczesz bez sensu - zdenerwowal sie Kiowas - Racja. Przyszedles tu na pogawedge czy z waznymi wiesciami - dodal MarCamper - W porzadku. Oto co mam do powiedzenia - zaczal Crom - Na poludniu nastapila znaczna zbiorka wojsk. Niestety nie z powodow o ktorych mowilem wam w tamtej chacie. Prawdziwym powodem sa wojny Bogow. Kilku z nas chce nie tylko wyeliminowac reszte swych braci i siostr, ale takze objac w calkowite wladanie ten i inne sw... - tu przerwal jakby zmieszany - ehem objac we wladanie wasz swiat. Nie powiem, ze taka perspektywa nie jest kuszaca, ale mnie sie nie podoba. Poza tym to nie bedzie wojna na prawach wojny, tylko bezsensowna rzez. Wy mozecie stawic temu czola, oczywiscie wespol ze mna. Macie moc i mozliwosci, przeszliscie kazdy moj sprawdzian. Jezeli mi pomozecie i jezeli uda nam sie zakonczyc to szczesliwie to nagroda bedzie wspaniala. Pytam wiec was teraz. Czy przylaczycie sie do mnie? Druzyna nie wiedziala czy wiezyc Cromowi. Juz raz ich oklamal, czemu wiec teraz mial mowic prawde...Wszyscy sie zastanawiali... ...oprócz Leo, który miał poważny dylemat moralny. Adamus zaproponował wyleczyć go z impotencji, więc nie mógł wyjawić mu okropnej tajemnicy, jakiej był świadkiem ostatniej nocy. Przywykł już do udawania snu a jego złodziejskie oczka dokładnie widziały jak....Adamus znieczulony czarem twardej skóry w nocy przytulał się do...ehh, jakby to powiedzieć....wszyscy wiedzieli że włochata bestia która nieodstępowała Magini na krok jest zawsze bardzo blisko niej...... To potworne. jak taki mag jak Adamus mógł to zrobić z takim kudłaczem. Magini była ubawiona, bestia szczęśliwa, nie mówiąc o zadowolonej minie Adamusa. Aż żal powiedzieć mu prawdę...Jest taki szczęśliwy... Leo postanowił zachować to dla siebie i wrócił myślami do przerwanego wątku... -No więc - spytał zebranych Crom... Adamus popatrzył w tym czasie na Leo i pomyślał - Nech ma przynajmniej wrażenie że to nie była Magini, tylko jej bestia. Te uroki czasami sie przydają. - Biedaczek przynajmniej nie będzie zazdrosny. Zaczął znów przysłuchiwac sie co mówił Crom - Bylbym zapomnial - powiedzial Crom. Siegnal reka i wszyscy ujrzeli jak nieprzytomny Matchaus lewituje w strone ogniska. Crom lagodine usadzil go na ziemi, pstrykna palcami i Matchaus sie przebudzil.... - Tylko bez glupot - ostrzegl go Crom , po czym zwrocil sie do reszty - No i jak bedzie? -Zaraz, zaraz, Cromie - przerwal mu MarCamper - pamietasz o swoim zebie? Musze uratowac moje miasteczko przed zaglada, i jesli twój zab nie pomoze mi w tym, musze znalezc inny sposób. Postawie sprawe jasno: przylacze sie do Ciebie jak pomozesz mi zgladzic potwora który dreczy moje miasto, co ty na to? Crom spojrzal na niego i pokrecil glowa: - ale ty jestes uparty lowco, cenie sobie zdecydowanych ludzi wiec niech bedzie, pomoge Ci. - wiec kto jeszcze przylaczy sie do mnie? - Crom rozejrzal sie po zgromadzonych c.d.n.

25.05.2001
09:15
smile
[18]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Cała drużyna milczała. Matchaus powiódł otępiały wzrokiem po zgromadzonych. - Musicie wiedzieć (zaczął mag), że nie taki był początkowy zamiar Croma. Wcześniej pragnął poświęciić największych wojowników na tym łez padole w ofierze bogom. - Zrozumiał jednak, że to nie odwróci Rangaroku. Nie zatrzyma bratobójczej walki. - Taaak Cromie - ty również znasz mnie, choc może nie aż tak dobrze jak ja Ciebie. Matchaus spóścił wzrok. Przez moment nikt się nie odezwał. - Matchaus ma rację - przyznaję ze smutkiem, ze takie maiłem zamiary. Teraz jednak sprawy się skomplikowały. Myśle, ze ty tez to widzisz magu. - Tak - szybko zapewnił matchaus - Musimy udać sie do wioski MarCarpera - zapewniam, że jest to konieczne do zdobycia informacji o zbliżającej się wojnie bogów. Tu wtrącił się Majin. - Majin - masz rację odparł matchaus. Crom pomimo swej boskości nie sprosta zadaniu... Potrzebuje nas i moja odpowiedź brzmi - tak. Przejrzałem Twe myśli Cromie. Jam jest ostatnim z książąt Angmaru i chcę byś to wiedział. Tu po twarzy Croma przemknął błysk wściekłości - To dlatego obawiałem się ciebie tak bardzo - wyszeptał - Tak - odparał mag, lecz nie wiedziałeś dlaczego. Teraz kiedy już wiele zostało powiedziane możemy szykować się do marszu. MarCamper - prowadź. - I niech wszyscy wiedzą, że możemy z tej wyprawy nie wrócić... - A z tobą leo będę miał jeszcze do pogadania - rzucił matchaus kiedy już zbierali się do wymarszu Matchaus odwrócił od Leo głowę i to był jego błąd. Najemnik w oka mgnieniu skoczył w kierunku Majin'a, i wyrwawszy jego czerwony miecz błyskawicznym ruchem zciął głowe Matchausa !!! Marcamper bez namysłu wymierzył swój łuk w stronę mordercy, lecz w tej samej chwili Leo wrzasnął: Arktusie, przybywaj !!! - i potężna kula ognia spowiła ciało łowcy. na polanie powstało niesamowite zamieszanie. Adamus błyskawicznie nakreślił czar Zagłada, by puścić go w stronę Leo, lecz najemnik był szybszy i mieczem odciął mu dłoń. Fala krwi trysnęła z rany kapłana, który osunął się na ziemię. Tymczasem Artus zacisnął szpony strachu na szyi Kiowasa, a ten wypuścił z rąk swój olbrzymi topór. Oczy wystąpiły mu z orbit a jęzor zsiniał. Lecz w tym momencie bestia Maginii skoczyła w stronę boga, ten więc puścił Kiowasa i czarem ognia spalił włochatego stwora na popiół. Tylko Black i Majin stali spokojnie przyglądając się w spokoju tej rzezi. na polanie zrobiło się czerwono od krwi. Matchaus leżał bez głowy przy ogniu, Adamus zwijał sie bez ręki i widać było że słabnie, Kiowas i Marcamper leżeli nieopodal martwi. Zbrukana krwią postać najemnika podeszła do sparaliżowanej strachem Magini: - Idziesz ze mną? - wycedził najemnik, wycierając w swą karmazynową opończę zakrwawiony miecz. Magini spojrzała na niego i wymamrotała przerażona: Morderco, to był błąd ratować twe życie...Adamus miał rację nazywając Cię niprzyjacielem... - Adamus był głupcem - odparł Leo i rzekł do Arktusa - Pięknie się spisałeś. Dośc już miałem towarzystwa tych szczurów. Ruszajmy Arktusie. mamy misje do spełnienia... - rzekł, po czym jego postać otoczyła zielonkawa mgła i obaj z Arktusem rozmyli się w porannej mgle. magini podbiegła do Adamusa. - Pomóż mi dziewczyna - rzekł kapłan - póki nie jest za późno. Potrafię wskrzesić Matchausa czarem Wskrzeszenie. poszukaj tylko w trawie mej dłoni i zrób coś by przestało mnie boleć...ehhh - i po tych słowach zemdlał z utraty krwi. Magini stała zrozpaczona. -Co mam teraz robić....? - rzekła i skierowała swe spojrzenie na majin'a i Black'a...... c.d.n.

25.05.2001
11:55
smile
[19]

leo987 [ Senator ]

mała prośba. nie wyprzedzajcie wątków. Musiałem wyciąć jeden niespójny tekst by zachować ciągłość akcji. ciąg dalszy Majin pokręcił głową - znowu bezsensowna śmierć, black potrafisz coś z tym zrobić? Balck zaryczal głośno i zaczął wydawać dziwne dźwięki. Otoczyła go świetlna poświata, nagle z poświaty wystrzelił promień w kierunku zakrwawionej ręki Adamusa, ta uniosła się w powietrze i po chwili już była na swoim miejscu w ramieniu kapłana. Magini patrzyła na to szeroko rozszerzonymi oczami nie mogąc wymówić nawet słowa. Majin przerwał jej zdumienie mówiąc: - droga czarodziejko, czy mogłabyś użyć swoich czarów uzdrawiających, kapłan stracił troche krwi. Magini przystąpiła do dzieła, Black w tym czasie zajmował się Matchausem, podobnie jak poprzednio głowa wróciła na swoje miejsce, i mag zaczął oddychać. Magini zaraz podbiegła do Matchausa - mistrzu, nic ci nie jest, tak się bałam że i mnie zabije! - co.. nie.. nic mi... kto mnie wskrzesił? - Matchaus był jeszcze zamroczony, ale powoli odzyskiwał siły. Lekko się chwiejąc podszedł do nich kapłan. - ale nas zrobił w ciula ten bandyta, niech go tylko dopadnę w swoje ręce! - wychrypiał Adamus - będę go ścigał aż na koniec świata! - kontynuaował kapłan - wydaje mi się że on sam nas znajdzie - podszedł do nich Mijan - zajmijcie się teraz Marcamperem i krasnoludem. Matchaus rzucił czar wszkrzeszenie na Marcampera, a Adamus na Kiowasa. Pół godziny później Matchaus zarządził: - słuchajcie jesteśmy wszyscy osłabieni, muzimy jeden dzień solidnie wypocząć, znajdzmy jakieś spokoje miejsce, z dala stąd i odpocznijmy do jutra. Wyruszyli w drogę. Podczas wędrówki, MarCamper jechał na końcu, za całą druzyną. Magini widząc go jadącego smętnie ze spuszczoną głową, zatrzymała się czekając na niego. - co Cię dręczy Marcamperze? - spytała odrzucając do tyłu długie lśniące włosy. - a... nic... - łowca nagle wyprostował się i powiedział: - może nie słyszałaś że łowcy mają bardzo delikatny sen - spojrzał jej w oczy i kontynuował - zeszłej nocy obudziłem sie, i zobaczyłem Ciebie razem z Adamusem... Magini zaczęła się śmiać, zatrzymała się czekając aż reszta grupy oddali sie i rzekła do Marcampera. - Nie mogłabym tego zrobić z Adamusem, kto inny mi się po... - spojrzała na łowcę - powiem Ci co się stało, ale zachowaj to dla siebie - zaczęła - otórz wiedziałam że nie da mi spokoju tej nocy, więc użyłam czaru simulacrum - czar ten tworzy iluzoryczną kopię maga, która "wydaje się" jakby miała ciało i umiała mówić, ale jest tylko bardzo silną iluzją. - a więc... to to nie byłaś ty? - zdziwił się Marcamper - poza tym... Adamus jest kapłanem, wydawało mi się że powinien rozpoznać że to była iluzja? Magini uśmiechnęła się: - gdybym użyła czaru lustrzane odbicie, albo inny podobny to na pewno by się zorientował co jest grane, ale ten czar którego użyłam jest nieznany w tej części Faerunu, mój nauczyciel Matchaus nauczył się tego czaru podczas swoich dalekich podróży, w inne wymiary, jak twierdzi. - I nie można tego czaru jakoś wykryć? - dopytywał się Marcamper - jest tylko jeden sposób aby to zrobić, ale ja wiedziałabym gdyby próbował - uśmiechnęła się - ja widzę takie rzeczy. Więc prawie całą noc sobie grzecznie spałam przykryta czarem niewidzialności - Magini uśmiechnęła się do MarCampera i pocałowała go lekko w policzek. Przyspieszyli kroku i dołączyli do grupy. Po ostatnim wydarzeniu drużyna postanowiła troche odpocząć od trudów podróży zwłaszcza, że za nic na świecie nie mogli sprawić, aby Crom się ocknął, a Adamus wreszcie zamknął i przestał lamentować nad swoją dłonią. Rozpalili ognisko i ułożyli się do snu. Noc była bezchmurna, księzyc delikatnie oświetlał las. Było ciepło, delikatny wiatr muskał czubki drzew. Cały las spał, tylko czasem z oddali dało się słyszeć puhukiwanie sowy, czy delikatny szelest liści. Nikt jednak nie mógł zasnąć. Każdy rozmyślał o tym co się ostatnio stało. Dlaczego leo ich zdradził? Kim byl tajemniczy mag Arktus? I co do cholery zjedli, że tak strasznie bolały ich brzuchy? Dręczące ich pytania nie pozwalały im długo zasnąć, jednak w końcu Morfeusz wziął ich w swoje objęcia. Ognisko dogasało rzucając coraz mniej światła na polankę. Światło było jednak nadal wystarczające, aby dwie idące postacie nadal rzucały cień na pobliskie drzewa. Obydwa cienie szybko zniknęły w leśnej gęstwinie. Szły długo, by wreszcie przystanąć przy dużym okrągłym głazie. Wyższy odezwał się pierwszy: - To był on. Spóźniliśmy się. Teraz jest już za późno. Musimy tylko wybrać mniejsze zło. Niższy cień nie odpowiedział. Jednak po jego wyrazie twarzy, jeśli można to było nazwać twarzą, widać było, że zgadza się z przyjacielem. - Jednak sami temu nie podołamy, on jest zbyt potężny, nawet jak dla bogów. A mój ojciec nam nie pomoże. Zbliża się wojna bogów, a on jest zbyt pochłonięty przygotowaniem do niej. Ehhh, dlaczego ci bogowie są tak ślepi. Wtedy usłyszeli cichy szelest. Krzaki lekko drgnęły. Niższa postać przygotowała się do rzucenia zaklęcia. Zawiał lekki wietrzyk. Z krzaków wylonił się Crom i rzekł: - Rzeczywiście byliśmy ślepi. A teraz jest za późno. On potrafi maskować swoją prawdziwą moc, dlatego nie byliśmy w stanie wyczuć zagrożenia na czas. Jesteśmy zgubieni. - Nie wszystko jeszcze stracone. Przeglądając stare księgi mego ojca znalzłem wzmiankę o pewnym mieczu, który został wykuty wieki temu. Dzielny wojownik Oel, dzierżąc ten wiecz zdołał odesłać ten potężny byt do jego wymiaru. Jednak wkrótce potem ten zbawca ludzkości umarł od ran odniesionych w czasie walki, a miecz zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. - Tak więc nie mam nadziei? - zapytał z rezygnacją w głosie Crom - Jest. Starożytne legendy mówią, że Oel miał potomka. Gdyby udało nam się odszukać jego oraz miecz , może zdołalibyśmy uratować ten świat. Niestety nie mam pojęcia, gdzie moglibyśmy go szukać. Nagle krzaki zaszeleściły i wyskoczył z nich Adamus. Szybkim krokiem podszedł do rozmawiających. - Co wy do cholery knujecie?! Poszedłem się odlać i przez przypadek podsłuchałem waszą rozmowę. Majin, ty Crom macie nam wiele do powiedzenia! c.d.n.

25.05.2001
13:15
[20]

MarCamper [ Generaďż˝ ]

hop!

31.05.2001
14:43
[21]

Soulcatcher [ Prefekt ]

cdn ... patrz link

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.