Kamil_Wrona [ Konsul ]
Co sądzicie o filmie Gangi nowego York'u? A Co o Pianiscie?
Co sądzicie o filmie Gangi nowego York'u? A Co o Pianiscie? A moze ktos ogladal jeden i drogi tak jak ja ktory wam podoba sie bardziej?

miluch [ Pretorianin ]
"Pianista" to dobry film. Dobrze oddaje życie w czasch okupacji, do tego dochodzą świetne zdjęcia. No i oczywiscie bardzo dobra rola Adrien'a Brody'ego. Jednak oczekiwałem "czegoś więcej".
Z kolei "Gangi Nowego Jorku" to film nieprzeciętny. Niby prosta fabuła, tradycyjny wątek, a jednak daje widzowi mnóstwo przeżyć. A Daniel Day Lewis stworzył tak wyrazistą i emocjonującą postać, że dałbym mu za to 5 Oscarów. ... Film się skończył a ja nadal siedziałem w kinowym fotelu i wcale nie miałem ochoty wyjść. To zdarza się bardzo rzadko.
Kamil_Wrona [ Konsul ]
To fakt Pianist ato smutny film ale ja sie nie zawiodlem ale Gangi to jest to a ta pierwsze sceny juz zabieraja dech w piersi! SUPER FILM NAJ LEPRZY JAKI OGLADALEM!!!!!
uksiu [ OBDŻEKTOR* ]
W obu mamy relację o prawdziwych, strasznych czasach, o życiu w trudnych warunkach, w pewnym sensie - o wyrzutkach.
W obu leje się krew, o życiu decyduje przypadek, istnieje coś na kształt szlachetności oraz fałszywość.
Oba nakręcone są dość biegle technicznie, w obu nie brakuje wspaniałych ujęć i dramatycznych scen.
W obu pojawiają się niebanalne kreacje aktorskie.
Jednak "Gangi" to film przeładowany. Osią filmu jest zemsta, której po latach dokonuje podstępny zastępca i prawa ręka wielkiego złego bandziora. Biorąc pod uwagę koleje losu, ten wątek dostarczyłby dość materiału na cały film. Ale twórca filmu uraczył nas dodatkowym i jakimś takim koślawym wątkiem romansowym, wątkiem muzeum i bogaczy żyjących ponad piekłem Five Points, jakimiś zbędnymi ozdobnikami.
Początek filmu jest fantastyczny, powalający, perfekcyjny pod każdym względem. Zostajemy wrzuceni w sam środek świata, którego nie znamy i nigdy na własnej skórze nie chcielibyśmy poznawać. Potem... powinno być lepiej, no przynajmniej tak samo! Ale nie jest. Tempo spada, pojawiają się niedomówienia, jakieś nieskrojone sceny, jakiś brak... wielkości? polotu? Nie wiem jak to określić. Potem to po prostu jest film. Tylko film. Już nie arcydzieło. A więc ukłony, panie Scorsese. Ukłony, ale nie szapoba.
Polański poprowadził swój film zupełnie inaczej. Wątej jest prosty, określony i jasny - historia walki o przetrwanie utalentowanego i wrażliwego człowieka. Nie ma tu miejsca na pytania "a po co ta scena?". Wszystko jest fabularyzowanym wspomnieniem, uporządkowanym, potrzebnym.
Ale tak jak w "Gangach" był - choćby na początku - powiew jakiegoś geniuszu, niespotykanej wspaniałości, który nagle ulatuje - w "Pianiście" nie wyczuwałem takich ambicji. Jakby autorowi zależało na poruszeniu, refleksji, na mądrym przeżywaniu umysłem raczej niż trzewiami. Dlatego uważam, że to dobry film i nie zmarnowany temat (jak myślę o "Gangach"). Ale dobry to tylko dobry. Nie genialny.
Arcydziełem jest film który przenika mnie na wskroś: serce i umysł, wprawia w drżenie, plącze myśli, zostaje gdzieś pod czaszką i szepcze do ucha, gdy próbują bezskutecznie zasnąć. To film, od którego nie można się opędzić. Na który przemocą i podstępem zabiera się przyjaciół, nie zmuszając ich potem do zachwytów. To coś, co staje się naszym kawałkiem, co przestawia w nas jakieś zębate kółko, przez co świat nigdy nie wygląda tak, jak przedtem. Coś, co sprawia, że gdy spotyka się drugą tak odmienioną osobę, wystarczy skinienie głowy, skrzyżowanie spojrzeń... Od razu dostrzegamy w sobie INNYCH, zaczarowanych, wtajemniczonych. Myślymi o tym samym. Myślimy to samo.
O to czym jest dla mnie arcydzieło filmowe.
uksiu [ OBDŻEKTOR* ]
Nikt więcej nie ma zdania?
Może napiszcie, czym dla Was jest arcydzieło filmowe?

eJay [ Gladiator ]
Pianista to dla mnie jeden z najlepszych filmow ostatnich lat, a co do Gangow to mam bardzo podobne uczucia...Nie mialem takich wrazen od kiedy obejrzalem po raz pierwszy Matrixa na duzym ekranie...Arcydzielo gatunku...