GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Straszne opowieści.

02.03.2011
21:17
[1]

DWade [ Legionista ]

Straszne opowieści.

Witam!
Poszukuję naprawdę strasznych opowieści na ognisko. Wiem, że można znaleźć je na necie, ale pousuwane większość blogów, a tymi które zostały nikt się nie interesuje, więc wychodzi na to że jest tych historyjek zbyt mało. Proszę, jeśli jakieś znacie to napiszcie.

02.03.2011
21:19
[2]

Agent_007 [ Senator ]

"Skończyło się piwo" - na ognisko w sam raz :)

02.03.2011
21:21
[3]

DWade [ Legionista ]

No mam nadzieję że tak nie będzie, bo to byłaby najstraszniejsza opowieść ;)

02.03.2011
21:21
[4]

peterkarel [ DX ARMY ]

historia o wiosłach Stansona jest wstrząsająca

02.03.2011
21:22
[5]

wiedeński kurier [ Konsul ]

https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=6715722
https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=9048500

02.03.2011
21:24
[6]

DWade [ Legionista ]

Dzięki za te linki. Dawajcie jak najwięcej tych historyjek :)

02.03.2011
21:29
[7]

Azerko [ Alone in the wild ]

ognisko w zimę? o.0

02.03.2011
21:36
[8]

Darth Father [ Chicago Blackhawks ]

I tak ta historia miażdży wszystkie Animki i inne pierdoły ,tyle że się jej na pamięć raczej nie nauczysz;)

Z dupy te historie. Chcecie przeczytać o czymś naprawde strasznym? No to macie:
27 maja 1987 - narodziny dziewczynki, Moniki, mojej siostry. Wszystko jest niby wporządku, nie licząc jej pierwszego podpalenia jakiego dokonała w 1 klasie podstawówki. Mamcia wyszła wtedy do sklepu, tuż obok bloku. Zwykle zajmowało jej to 15min i tak też było wtedy. Ja byłem wówczas w 4 klasie podstawówki i pamiętam, że była sobota, około 14:00, wracałem ze szkoły. Gdy byłem pod blokiem, to z kumplem zauważyliśmy, że na mojej klatce, w całym pionie są pootwierane okna. Wszedłem na klatkę i gdy dotarłem na 1 piętro, to nad drzwiami swojego mieszkania zobaczyłem czarną smugę sadzy ciągnącej się aż do ostatniego piętra. W mieszkaniu było gorzej, wszystko było czarne. W moim pokoiku nie było mebli i szyb w oknach. Był czarny jak smoła, jak tusz do rzęs rozmazany na twarzy mojej zapłakanej Mamy. Siostra, gdyby nie otworzyła okna w drugim pokoju i gdyby przez nie się nie wychyliła, to najpewniej by szybko się udusiła. Myślcie sobie o mnie co chcecie, ale pisząc to teraz, szczerze żałuje, że do tego nie doszło. Niby nic, dziecko dorwało zapałki, zdarza się. Niby nic, ale tylko do jej 2 klasy podstawówki, kiedy to jej problemy z nauką okazały się być bardzo poważne. Powtarza klasę, a gdy nie zdaje kolejny raz, to Mamcia przenosi ją do szkoły specjalnej. Stwierdzono, że Monika jest 'upośledzona umysłowo w stopniu lekkim'. Warto dodać, że ojciec zostawił nas około 4 lala wcześniej i Mama wychowywała nas sama. Siostra uczyła się w nowej szkole i niestety zapoznawała się tam z różnymi elementami. Najgorszą z jej znajomych była Żaneta. Już wcześniej nie zdawała wielokrotnie i była już prawie dorosła gdy poznała Monikę. To ona uświadamiała ją seksualnie i ona prowadzała Monikę po menelniach. Przez wiele lat działy się różne rzeczy. Już teraz nie chce mi się rozkminiać i przypominać sobie różnych 'drobiazgów', bo wszystkie wypadają słabo przy ostatnich 2 latach. Warto napisać, że siostra podłapała ode mnie, że można za darmo podróżować po świecie autostopem. Tak więc trzeba było często odbierać ją ze szpitali w Augustowie, Wysokim Mazowieckim, Białymstoku, Łomży, Ostrowi Mazowieckiej, Warszawie i w paru innych, ale mniejsza z tym. Fakt faktem, że trzeba było za nią często ganiać, bo zdarzało się jej uciekać, a potem ktoś ją znajdował leżącą gdzieś na chodniku, czy ulicy. Co było z jej strony cwaną prowokacją, bo ona zwyczajnie lubi szpitale. Jest w nich masa ludzi, którzy jeszcze jej nie znają i którzy dzięki temu, że jeszcze nie zalazła im za skórę, są dla niej mili. Niecałe 3 lata temu zniknęła na dłużej. W sumie nie było jej ponad miesiąc. Szukała jej policja i agencja, którą Mamcia zatrudniła. Oczywiście to ona odnalazła Monikę, a nie policja. Była w Warszawie, w jakimś ośrodku dla bezdomnych. Wychudzona i ogolona na łyso. Domyślam się, że to ze względu na wszy. Zabrałem ją do domu i przez jakieś 2, 3 miesiące wszystko było tak jak zawsze, niestety. Chociaż w sumie to tęsknię za tym 'niestety'. Okazało się że jest w ciąży. Byłem załamany, a Matka jeszcze bardziej. Zawsze przeżywała wszystko ze zdwojoną siłą, a to ją zdruzgotało. No nic, stało się, na skrobankę było już za późno. Pozostało tylko liczyć na to, że siostra zostawi dziecko w szpitalu. Niestety, nie była ubezwłasnowolniona, a jako osobie pełnoletniej, dawało jej to możliwość podejmowania samodzielnych decyzji, niezależnie od jej stanu umysłowego. Urodziła cureczkę, Maję - tak ją nazwała. Monika zawsze bała się brać do rąk takie maleństwa, więc łudziłem się, ze i teraz tak będzie, że strach jej nie pozwoli opiekować się Mają. Jednak gdy przyszliśmy z Mamcią do szpitala i zobaczyłem, ze siostra karmi swoje dziecko mlekiem, to totalnie mnie zniszczyło. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że matka karmiąca dziecko może być tak strasznym widokiem. To była zapowiedź koszmaru. Doskonale to wiedziałem i dlatego zapytany o najgorszą chwile w moim życiu, bez zastanowienia odpowiem, że to była właśnie ta. Jeszcze na totalną dobitkę moja Mama stwierdziła wtedy, że Maja jest słodka... Jeszcze mi Jej akceptacji brakowało do szczęścia... Wkrótce cała wesoła rodzinka przeniosła się powrotem do naszych słodkich 36m^2. Przyzwyczaiłem się do tego, że w domu codziennie wisiała chmura nerwów przez siostrę, ale teraz nie byłem w stanie w nim wysiedzieć. W robocie trzepałem tyle nadgodzin ile się dało, a po niej szedłem na piwo z kumplami, albo, co rzadziej, jechałem do panny. Jeszcze wtedy mogłem se pozwolić na odizolowanie się od tego wszystkiego. Wtedy i Mamcia i Monika chciały się opiekować Mają, a każda o opiece nad dzieckiem wiedziała swoje. Rzecz jasna to Monika wygrywała w tym sporze, bo ona wie najlepiej, a przecież z rąk jej dzieciaka nikt nie wyrwie. Było rzecz jasna sporo ekscesów, jednym z ważniejszych była afera w szpitalu. Byłem wtedy w robocie. Mamcia podejrzewała, że jej wnuczka jest chora, więc namawiała Monikę, by poszły do przychodni. Oczywiście sporo przy tym nerwów i motania, bo Monika to-to, to-tamto. Jakoś doszła do szpitala, ale po minięciu pierwszych drzwi, nie wyszła z przedsionka i nie przekroczyła drugich. Oczywiście wielka afera - jak to ona lubi, połowa personelu namawia by dała dziecko do badania, albo zrobiła cokolwiek, a ona nic, siedzi w kącie na ziemi i tuli dziecko do siebie. Oczywiście policji też tam nie mogło zabraknąć. W końcu po wielu godzinach udało się przemówić do jej (nazwijmy to) rozsądku i oddała dziecko do badania. Oczywiście chapi end i znów jesteśmy szczęśliwą rodzinką. Maja miała... hmm... sam nie wiem, może ze 4 miesiące. Tak, to był jakoś maj, albo czerwiec. Było ciepło, więc Mamcia z Mają udała się na spacer. Nie potrzebne było jej do tego pozwolenie Moniki, bo tej od 2 dni nie było w domu, uciekła przez balkon.
Zanim zacznę pisać dalej, to przyponę (Mozę zapomniałeś drogi czytelniku), że Monika jest upośledzona umysłowo, a dzieciaka spłodził najprawdopodobniej jakiś menel, albo ktoś jej pokroju, bo widać na pierwszy rzut oka po niej, że coś z nią nie tak i nikt normalny by jej patykiem nie tknął, a co mówic o ruch***u. Jak gówno z gównem połączysz to wyjdzie z tego mieszanka gówien, nic więcej. Myślcie sobie co chcecie, że jestem okrutny, ze nie mam serca, ale po tym ile moja Matka się wycierpiała, nie mam już żadnego sumienia mówić tak o siostrze i jej bękarcie, który w przyszłości będzie taki sam, albo i gorszy od Moniki. Nie życzę nikomu przeżywać tego co przezywała moja Matka i tego co obecnie przeżywam ja. I tak nie zrozumiecie, ale potrzebne jest to wyjaśnienie, byście znali moje podejście do sprawy.
Wracając do historii: Jak już pisałem Mamcia z wnuczką były na spacerze, ja siedziałem w domu. Byczyłem się przed kompem, w ciszy - jak mało kiedy. Oczywiście za długo to trwało, bo nagle dzwoni Mama. Zadyszana prosi mnie o pomoc, bo siostra zabrała dziecko i gdzieś właśnie ucieka. Było to całkiem niedaleko domu. Mógłbym wstać i spokojnie ją dognać. Słucha się mnie, tylko przede mną czuje respekt, bo gdy byliśmy mali, to nie raz dostała wpierdziel jak mi jakąś zabawkę zepsuła. Jednak nie zrobiłem tego, nie podniosłem dupy. Powiedziałem coś w stylu: 'Skoro szpitalna psycholog stwierdziła, że Monika jest zdolna do samodzielnego wychowywania dziecka, to nie mnie, szaremu robolowi, kwestionować zdanie profesjonalisty. Niech weźmie Maje i się nią opiekuje.'. I rozłączyłem się. Jeszcze kilka razy dzwoniła, ale nie odbierałem. Uznałem to za idealną sytuację do pozbycia się obu problemów i byłem z siebie zadowolony gdy okazało się, że przynajmniej w przypadku Mai osiągnąłem swój cel. Siostrze odebrano prawa rodzicielskie, a Maję zabrano do rodziny zastępczej. Moje zadowolenie trwało jednak krótko, bo depresja Mamci z każdym dniem się pogłębiała. Praktyczne nie wychodziła z domu, nie spotykała się ze znajomymi. Gdy tylko ktos zadał jakieś pytanie, albo chociażby patrzył na nia litościwie, to się natychmiast rozklejała. To dziecko, jakie by nie było, pokochała je - co jest tragedią i dla mnie i dla niej. Mama wiele w życiu już przeżyła, rozstanie z mężem, upośledzenie córki i związane z tym akcje, ale zawsze potrafiłą się podnieść i walczyć. Troche to przewrotne, ale w całej swej słabości jest cholernie silna. Mało znam tak silnych osobowości jak ona. Właściwie to chyba nie znam nikogo, kto miałby aż takie problemy i potrafił wciąż znajdować siły by walczyć dalej. Jest bardzo szczupłą kobietą (47kg), mało jada, ale w tamtym okresie nie zauważałem by cokolwiek znikało z lodówki. Trwało to jakiś czas, ciężko powiedzieć jaki, bo nienawidze wracać do tego. Narodziny Mai były w moim życiu dniem najgorszym, ale tylko ten okres jest tym, który ściska mnie za gardło, gdy o nim wspominam.
Tak jak pisałem, jest silna i po raz kolejny to udowodniła. Złożyła w sądzie 2 wnioski. Jeden o ubezwłasnowolnienie Moniki, a drugi o przyznanie jej opieki nad wnuczką. Ubezwłasnowolnienie siostry było warunkiem, który należało spełnić, by umieścić ją w ośrodku zamkniętym. Stanowi ona zagrożenie dla Mai, wiec Mamcia musiała wybrać między córką, a wnuczką. Mame znają już od wielu lat wszyscy w tutejszym sądzie i bardzo ją lubią, bo obrotna i mimo wszystko, wesoła z niej kobieta. Znają tam też doskonale całą sytuację w jakiej się znajduje. To pomogło w znacznym przyspieszeniu sprawy i już w bodaj listopadzie Mamcia przeprowadziła się na inne osiedle, a Monika teraz mieszka ze mną. W sprawie umieszczenia jej w ośrodku nic się niestety nie zmienia. Już odwołujemy się 2 raz. Jest podobnie jak z przyznaniem jej renty. Uważają, że skoro zdrowa manualnie, to znaczy, żę mozę pracować. I tak co 2 lata sprawdzają czy przypadkiem jej się nie polepszyło... Ale mniejsza z tym. Biegły lekaż też uważa, że nie nadaje się do ośrodka, bo generalnie jest sprawna, jej upośledzenie jest lekkie. Dla niego nie jest istotne, że nie potrafimy sobie z nią radzić, że sąsiedzi w klatce się boją, że następnym razem się nei obudzą, jak znów coś podpali. Nawet jeśli biegły stwierdzi, że powinna trafić do ośrodka, to jeszcze ostateczny wyrok należy do sądu, a jak ten wyrok już w końcu będzie prawomocny, to pozostaje jeszcze kwestia wolnych miejsc w ośrodku i jeszcze nei wiem jak to jest z dofinansowaniem z opieki społecznej. Bo sam nie dam rady płacić 1000zł miesięcznie (tyle mniej wiecej do spłaty zostanie po odjęciu renty Moniki).
Nie ważne. Nim się ociepliło to kończąc robote o 16:00, u siebie w domu bywałem około 19:00. W drodze z roboty musiałem wpaść do Mamci, pogadać chwilę, zrobić zakupy dla niej i dla siebie i dopiero wtedy wracałem do domu. Mama nie mogła wychodzić, bo wnuczki nie dało się zostawić, a 9-cio miesięcznego dziecka na taki ziąb wyciągać też nie mogła. To siostrze dawało niestety dużo czasu na zdumywanie się, czego efekty były różne i w różnym stanie znajdowałem sprzęty w domu po powrocie.
Raz uciekła jakoś przed sylwestrem, przez okno w kuchni, na balkon i do ogórka sąsiadów z dołu. Wcześniej na balkon wychodziła zwyczajnie, przez drzwi balkonowe, ale obecnie, by się do nich dostać, trzeba przejść przez mój pokój, a w tym wstawiłem drzwi. Tak czy siak, w nowy rok odebrałem nieprzyjemny telefon i od tamtej pory sąsiedzi czują realne zagrożenie ze strony Moniki.. Obecnie z większością już mało rozmawiam. Do tej pory byłem lubiany, teraz jestem wręcz niechciany. Siostra podpaliła meble, które stały w piwnicy. Stało się to około 8:00, a w Nowy rok mało kto nie śpi o tej porze. Na szczęście ktoś nie spal, bo przed momentem jedna z rodzin wróciła z imprezy. Poczuli dym i wszystkich pobudzili. Klatka oczywiście cała czarna, a i w mieszkaniach w całym pionie na przedpokojach było co czyścić. Wiem, że toczyła się sprawa w tej kwestii, bo spółdzielnia nie chciała instalować na swój koszt instalacji kablowej, której główne elementy spłonęły. Nie chciała też rzecz jasna płacić za pozostałe szkody. Wcale im się nie dziwię, ale jeśli ktos za to jest odpowiedzialny, to najprędzej powiedziałbym, że sąd, który uważa, że jestem w stanie zaopiekować się siostrą. Póki co na szczęście nikt ode mnie nie żąda żadnych pieniędzy. Po tej ucieczce zmajstrowałem blokadę w oknie kuchennym, którą da się zwolnić wyłącznie od strony zewnętrznej, z balkonu.
Wdać dla Moniki to wyzwanie, ale o następnej akcji nie muszę już opowiadać, pisano o tym:
wwwwspolczesnaplappspbcs.dllarticle?AID=20090218REG24509948138
i szerzej: zambrow.orgaktualnoscistrona?strona=artykuly_pokaz&id=4698
Minął miesiąc od poprzedniej wielkiej afery i już miałem następną. Można dodać, żę zostałem wyrwany z roboty, oczywiście jak zwykle od gorma sprzątania i długie zeznania. Można też dodać, że z otwartą raną, przez którą bez specjalnego przyglądania się widać piszczel, siostra uciekła ze szpitala. Szukałem jej i dzięki pomocy znajomych znalazłem. Doprowadziłem do szpitala, a tam rzeźnia. Chyba z 1,5h jej to zszywali. Gdyby mnie tam nie było to nic by nie zdziałali. 11 szwów. Po tej akcji już cos drgnęło w sądzie. Zaraz odezwały się telefony do Mamci z zapytaniami "Jak tam ta sprawa z Moniką? Z umieszczeniem jej w ośrodku zastępczym?". Siostra, teraz jak sobie, albo komuś coś zrobi, to polecą głowy. Bo o Monice zawsze było w mieście głośno, ale jak już do akcji wchodzą media, to zaczynają trząść się portki. Jak coś się poważniejszego stanie, to zaczną szukać winnych, a tych znajdą najprędzej w sądach i polecą głowy. Mam nadzieję, zę to ich troche zmotywuje do szybkiego ruszenia sprawy, bo jakieś 2, 3 tygodnie temu, gdy wszedłem do domu, to zastałem taki widok: img207.imageshack.usimg2077121zdjcie008e.jpg A obok leżało kilka połamanych i pogiętych noży kuchennych, plus młotek do mięsa. Siostrę znalazła policja w Białymstoku. Miała przy sobie portfel znajomych Mamci. Wpadła do nich w odwiedziny, a gdy ci nie patrzyli, zwinęła portfel. Na szczęście pusty. Znają ją i nie angażowali policji w sprawę. Ja mimo wszystko chyba bym zgłosił, bo były tam wszystkie dokumenty. Ale na szczęście nie zginęły. Siostra trafiłą do Choroszczy, do specjalistycznego szpitala. Często tam bywała. Byłem cholernie wkurzony, ale lubie majsterkować, wiec ukojeniem dla mnie była naprawa i wzmacnianie drzwi: img245.imageshack.usimg2452838zdjcie016.jpg Za możliwość ich modernizacji totalnie wybaczyłem siostrze.
Po tej akcji była w szpitalu 3 tygodnie. Piękne dni dla mnie. Piękne dni, bo bez Moniki. W środę ją odebrałem, a dzisiaj to pisze, bo srodze się wku****em, jak w drodze z roboty dowiedziałem się, ze mam wybitą szybę w oknie kuchennym. W sumie to moje wkurzenie było jeszcze w granicach normy, dało się to opanować, ale jak usłyszałem, że przez balkon wlazłą do sąsiadów obok i ukradła 2 medale z ich mieszkania, to jadąc do domu myślałem, że rozpieprze rower. Zapieprzałem jak dziki, szukałem jej prawie godzinę. Znów dzięki informacjom znajomych odnalazłem ją. Szamotanina na oczach gapiów i doprowadziłem ją w końcu jakoś do domu. Myślcie co chcecie ale spuściłem jej wpierdol, żeby wycisnąć od niej te medale. Wierzcie lub nie, ale jestem niesamowicie spokojnym człowiekiem. Każdy kto mnie dosknalne zna to stwierdzi, jednak ona raz na pare lat potrafi mnie doprowadzic do takiego stanu, że cały dygoczę, zęby chrzęszczą ocierając się o siebie, a dłonie zaciskają się w pięści samoczynnie. Wątpię byście znali ten stan bezwarunkowego gniewu. Nie macie pojęcia jak to jest, możecie co najwyżej sobie wyobrażać, ale czuje, że ci, co będą na tyle wytrwali by to wszystko przeczytać, uznają historię za wiarygodną (w przeciwieństwie do powyższych) i zgodzą się, że TO jest prawdziwy koszmar.

02.03.2011
21:38
[9]

DWade [ Legionista ]

:D Nie, nie w zimie, ale chcę uzbierać porządny zbiór tych historyjek bo na ostatnim ognisku po prostu ich brakło, a jest kilku takich co nie "spożywa" piwka, więc My i tak juz podstawieni też lubimy posłuchac takich pierdółek, a potem wracać do domu i mówić o tym. Ostatnio jak wracaliśmy to wspomniałem jakąś historyjke o kolesiu który zarzyna ludzi piłą motorową w lesie i był taki jeden "kozak" co srał w gacie a najlepsze było jak leśniczy Uazem ruszył, koleś myślał że to piła ;) . Tak czy siak fajnie jest potem powspominać takie przygody, a jeszcze lepiej to przezyć.

02.03.2011
21:42
[10]

Gilmur [ Kopaczkens ]

znam na prawde straszną historię ale na grila. nie mogę pomóc.

02.03.2011
22:02
[11]

DWade [ Legionista ]

Obojętne na co. Jak nie znacie tych historii to prosze nie spamujcie

02.03.2011
22:09
smile
[12]

Gilmur [ Kopaczkens ]

@Darth Father o kur**

02.03.2011
22:14
[13]

DWade [ Legionista ]

Co do historii Darth Fathera to już ktos inny o tym pisał słowo w słowo tak samo :/

02.03.2011
22:23
[14]

Qverty™ [ Legend ]

Dla ludzi lubiących straszne historyjki polecam bajkę która daaawno temu leciała na TVNie...



Niektóre opowieści były okrutne ;) I do tego serial Czy boisz się ciemności który leciał też jakieś 10-12 lat temu jeszcze wtedy na RTL7

Samo intro miażdży jajca...



edit. Cholera to intro z Czy boisz się ciemności jest naprawde chore...do tej pory nie mogę tego oglądac...Ta muzyka i lalka na strychu....brrrr

02.03.2011
22:36
[15]

Azerko [ Alone in the wild ]

[8] tez kiedys to czytałem tu na forum.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.