mirencjum [ operator kursora ]
Pracujący student to zły student
Jeśli dobrze zrozumiałem zmianę w kodeksie, to sporej grupie studentów będzie trudniej znaleźć pracę, a przecież dla wielu praca+studia to jedyny sposób zdobycia dyplomu. Czy pracodawcy będą unikać dodatkowych kosztów i tym samym unikać zatrudniania studentów? Chyba że błędnie to wyczytałem i osoba bardziej oblatana w prawie pracy mnie poprawi, co przyjmę z wdzięcznością.
"8 czerwca pełniący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski podpisał przegłosowaną przez sejm nowelizację kodeksu pracy...
...nowe przepisy prawdopodobnie będą przez pracodawców niechętnie stosowane. Stracą na tym osoby łączące studia i pracę na etacie. Jeżeli obowiązkowe zajęcia pokrywają się z godzinami pracy, pracodawca musi zapłacić normalne wynagrodzenie pracownikowi za czas spędzony przez niego na uczelni. Dotyczy to także czasu dojazdu na uczelnię. Jest to tzw. wynagrodzenie szkoleniowe.
- Do tej pory pracodawca musiał obligatoryjnie ponieść szereg wydatków związanych z edukacją pracownika tylko wtedy, gdy pracownika na studia skierował. Jeżeli tylko zgodził się na łączenie przez pracownika pracy i nauki, nie musiało się to wiązać z żadnymi obciążeniami finansowymi. Pracodawca i pracownik w praktyce musieli się tylko porozumieć jak zgrać ze sobą obowiązki na uczelni z obowiązkami w firmie. Przedmiotem negocjacji było np. ustalenie, w które dni pracownik otrzyma bezpłatny urlop na naukę. Po nowelizacji obie te sytuacje, czyli: pracodawca skierował pracownika na studia lub pracodawca zgodził się na studia - niczym się nie różnią. Sama zgoda na studia, akceptacja tego faktu przez pracodawcę oznacza obowiązek wypłacenia pracownikowi wynagrodzenia szkoleniowego..."
"Przepisy wymuszają dziwną sytuację. Po odmowie wyrażenia zgody na studia pracodawca może przyznawać pracownikowi bezpłatne urlopy na naukę. Formalnie jednak nie wyrazi zgody na studia, bo ryzykowałby, że będzie musiał za to płacić. Co ciekawe także w sytuacji, kiedy pracownik tego od niego nie oczekuje albo powtarza rok. Pracownik z wynagrodzenia szkoleniowego nie może zrezygnować. Kodeks pracy wyklucza taką sytuację.
...Teoretycznie pracownik posiadający nagraną na telefonie komórkowym ustną zgodę szefa na studiowanie może przed sądem zażądać wynagrodzenia szkoleniowego np. za dwa lata studiów wstecz. Załóżmy, że w tym czasie pracownik spędził na uczelni 150 dni, które pokrywały się z jego dniami pracy. Oznacza to, że ma prawo do pełnego wynagrodzenia za ten okres...
...Nakładając na pracodawcę obowiązek finansowania edukacji pracownika ustawodawca wykluczył możliwość negocjacji między pracownikiem a pracodawcą w tej sprawie. Tzn. takie negocjacje mogą się odbyć pod warunkiem, że pracodawca zaproponuje jeszcze więcej przywilejów niż wynika z kodeksu pracy. Umowa, o wzajemnych prawach i obowiązkach stron nie może zawierać postanowień mniej korzystnych dla pracownika niż przepisy kodeksu pracy. Nawet wtedy, gdy pracownik chciałby się na to zgodzić."
persik_ [ medyk bez papierow ]
Czy tak znowu trudniej? Wiele się nie zmieni - pracodawca będzie szukał studenta, któremu godziny na uczelni, nie pokrywają się z godzinami pracy. Nikt przecież nie szukał pracownika, który nie mógł przyjść do pracy - nawet jeśli zwalniało to zatrudniającego z wypłacania pensji. Dzienni będą pracować na drugą zmianę, wieczorowi w tygodniu - gdzie tu rewolucja?
Devilyn [ Storm Detonation ]
Polecam przeczytać moją sygnaturę...
Novus [ Generaďż˝ ]
Mi sie lekko liczac 25 godzin w tygodniu pokrywalo godzin pracy ze studiami dziennymi, oraz egzaminy prawie zawsze wypadaly w godzinach pracy nierzadko kolidujac ze soba. A jednak sie dalo. Jak student chce pracowac, to musi umiec znalezc sobie na to czas.
jiser [ generał-major Zajcef ]
persik ~~>
Dzienni będą pracować na drugą zmianę, wieczorowi w tygodniu - gdzie tu rewolucja?
To stwierdzenie to czysta fikcja. Moje zajęcia na dziennych często wypadały w godzinach 16-20, moim znajomym na wieczorowych - w godzinach 12-16. I, co najgorsze, student nie ma możliwości manewru. Terminy rejestracji na zajęcia wyznaczane były coraz wcześniej, zaostrzono warunki wyrejestrowywania się z przedmiotów, a zmiany planu nie były konsultowane ze studentami. W tym wszystkim ja, jako student, miałem najmniej do powiedzenia o tym, w jakich godzinach będę chodził na zajęcia, i mogłem się tylko modlić, aby plan się nie rozsypał. Jak trzeba, to sypnę przykładami, wraz z odpowiednimi regulacjami rektora UW.
zapomnialem_stary_login [ Konsul ]
Czemu się dziwisz? To jest tak jak z pomocą dla młodych matek. Urlopy, ochrony itd. i teraz nikt nie chce zatrudniać młodych kobiet, bo przedsiębiorcy się zwyczajnie boją że jak taka zajdzie w ciąże, to firma na tym ucierpi, a kobieta będzie nietykalna. Tego rodzaju idiotyzmy muszą odnieść odwrotne skutki, to jest jasne.
5 lat temu jako student dzienny poszedłem do pracy. Zdarzało się że mogłem godzinę wcześniej wyjść i lecieć na zajęcia, ale część zajęć opuszczałem i w ogóle na nie nie chodziłem, bo po prostu się nie dało. Gdyby pracodawca był zmuszony mnie wypuszczać, albo płacić za czas nieobecności, to z całą pewnością by mnie nie zatrudnił.
frer [ God of Death ]
Często zajęcia są tak poustawiane, że praktycznie od rana do wieczora trzeba by siedzieć na uczelni z przerwami między zajęciami. Bez olewania zajęć pracować na etat się nie da, a pracodawca na pewno nie będzie chciał płacić za to, że ktoś chodzi na zajęcia.
Osobiście pracowałem tylko w wakacje, więc mam niewiele w tym zakresie do powiedzenia, ale gdybym mógł cofnąć czas, to sam bym olewał zajęcia i chodził do pracy. Dla pracodawcy liczy się tak naprawdę doświadczenie. Znam ludzi, którzy kończą studia z wyróżnieniem i mają problemy ze znalezieniem dobrej pracy, bo nie mają doświadczenia, a znam i takich, którzy kończą ze średnią 3,5, ale doświadczenia mają na tyle, że pracę od ręki mogli dostać (o oceny i średnią nawet nikt nie pytał).
SULIK [ olewam zasady ]
jako studenta zaocznego nic mi to nie zmienia, bo nie ma nic w temacie dni wolnych na naukę przed egzaminem, a to jest najważniejsze dla zaoczniaków
dzienni - no cóż, chcesz pracować i studiować - idź na zaoczne - zawsze miałem takie zdanie ;)
co nie zmienia faktu, że im więcej praw będzie miał student tym mniej osób będzie chciało go zatrudnić, podobnie jest z kobietami i urlopami związanymi z ciążą - im więcej praw, które niby miały wyrównać możliwości obu płci, tym tak naprawdę pracodawcy są mniej chętni zatrudniać kobiety, bo doskonale zdają sobie sprawę, że będą musieli za niedługi czas płacić im za niepracowanie i jeśli pójdzie to dalej to będzie podobnie ze studentami którzy i tak w wypadku dorabiania na studiach dziennych po knajpach przykładowo, są ostro ruchani :|
Shafa [ Pretorianin ]
Ja studiuję dziennie, pracuję na 3/4 etatu i radzę sobie bez większego trudu. Mam o tyle wygodnie, że pracujemy na zmiany, które rozpoczynają się o bardzo różnych porach w ciągu dnia, więc w zasadzie codziennie mogę zaczynać o innej, pasującej mi godzinie. Muszę się oczywiście dogadać z szefem przy układaniu grafiku, ale nie ma z tym problemu.
A ta zmiana w prawie - mi by niewiele pomogła, bo i tak zajęcia nigdy nie pokrywają mi się z godzinami pracy. Co prawda nie chodzę przez pracę na wykłady (bo już bym tego nie pogodził - bez wykładów jestem bardziej elastyczny przy układaniu grafików), ale one i tak są nieobowiązkowe.
irenicus [ Mareczek ]
Studenci i tak są przeważnie zatrudniani na umowę-zlecenie, więc odbije się to tylko na nielicznych z umowami o pracę :)
Ogon. [ półtoraken fechten ]
Dla niektórych polityków umowy-zlecenie są postrzegane jako "śmieciowe umowy" szkodliwe dla studentów. I żeby ich chronić, trzeba je zlikwidować!
irenicus [ Mareczek ]
Ogon --> To twoje zdanie czy masz jakiś materiał źródłowy na ten temat? :P
Sizalus [ Senator ]
Najgłośniej o tym mówił w swojej kampanii jeden z kandydatów - alfabetycznie ostatni ;)
Ogon. [ półtoraken fechten ]
Było poruszane na ostatniej debacie prezydenckiej na UW jako główna oś programu pana Z.
Kilku innych, z tego co pamiętam, mu przyklasnęło, a pan K-M tylko złapał się za głowę ;)
edit: no tak, cisza ;P
Milka^_^ [ Zjem ci chleb ]
Jeżeli to coś faktycznie wejdzie to to rozpieprza całą polską sieć McDonalda, opartą tylko i wyłącznie na studentach.
Pracodawca owszem wykłada pieniądze, ale może domagać się od pracownika ich odpracowania po zakończeniu studiów. Jeżeli pracownik nie dotrzyma zobowiązania do odpracowania studiów, to wtedy musi zwrócić wyłożone przez pracodawcę pieniądze na edukację.
Tia, a jak się zwolnię wcześniej to mogą żądać zwrotu tych kosztów?
Loiosh [ Senator ]
Głupota. Ja studiuję zaocznie i pracuję. Z tym, że te zaoczne, nie oznaczają wcale nauki tylko w weekendy, a również w piątkowe popołudnia. Co prawda nie było o tym mowy w pierwszym semestrze, a nawet chyba na pierwszym roku, gdzie wszystko było pięknie, ładnie i tylko w weekendy. Potem jak już się człowiek przebił na drugi rok, to tak jakby uczelnia przestała szanować fakt, że ludzie pracują i zaczęło się - wykłady w piątek od 14. Inne kierunki wtedy nawet ćwiczenia miały. Wszystkie sesyjne egzaminy, poprawki itd. oczywiście w godzinach wykładów.
Całe szczęście pracodawca jest w miarę wyrozumiały i zwykle, pozwalał mi iść na zajęcia, jeżeli odpracuję to w innym terminie. I całe szczęście mam w miarę zgraną grupę gdzie zawsze można było w razie nieobecności liczyć na notatki.
Ale generalnie nie wiem komu mają służyć tego typu regulacje, bo to na starcie spycha studentów jeszcze dalej na margines rynku pracy, zostawiając im praktycznie tylko możliwość pracy na umowe zlecenie, chyba, ze naprawde ktos ma mnostwo atutow, ktore przewaza szale.
Dark Templar [ Konsul ]
Kolejny bezsensowny przepis, ale z drugiej strony, jak to już ktoś tutaj wspomniał, jeżeli już chce się pracować i studiować to trzeba umieć to pogodzić.
persik_ [ medyk bez papierow ]
jiser - to miły rektor :) U mnie może nie ma nie wiadomo jakiej plastyczności, ale jak którejś grupie coś wybitnie nie pasuje, to starosta roku coś wywalczy, ew. mniejsze przedmioty (zaliczenie na ocenę) też można realizować z innymi grupami. Trzeba mieć powód, ale jest to do zrobienia.