arti290895 [ KKS Lech Poznan ]
Debata
Wszyscy źle wypowiadaja się na temat tej debaty. Ja tę uważam, że była słaba. Proszę o wasze opinie.
Nie stracili ci, którzy wybrali do oglądania jakiś mecz, zamiast debaty w TVP. Była ona miałka, mimo że z zaskoczenia pojawił się na niej Bronisław Komorowski.
Wydaje mi się, że polityk, który chce uchodzić za poważnego, powinien jednak być bardziej przewidywalny i zdecydowany. Ostatecznie taki brak decyzji do ostatniej chwili mógł spowodować nieoglądanie debaty przez część widzów.
Stwierdzenie Komorowskiego po debacie: "To naprawdę nie lada gratka zobaczyć zdziwioną twarz Jarosława Kaczyńskiego po tym, jak wchodzę", wskazuje, że kandydat na prezydenta traktuje debatowanie przed milionami widzów w kategorii płatania figla.
Dość nieprzyjemnie zabrzmiała na wstępie wypowiedź marszałka pod adresem dziennikarzy TVP, że odradzano mu na spotkaniu z wyborcami udział w debacie w TVP w następujący sposób: "Nie idź do tego gniazda os, do telewizji, która jest zdominowana przez PiS i SLD".
Ostatecznie to przecież dwukrotnie PO zablokowała uchwalenie ustawy o radiofonii i telewizji, ponieważ nie chciała w tej kwestii kompromisu i przyczyniała się do utrzymywania tam kompromitującego zarządu LPR, który promował przed wyborami do PE praktycznie nieistniejącą, o charakterze antyeuropejskim, partię Libertas.
Bardzo mi się nie podobała ta retoryka z gniazdem os, atakująca dziennikarzy na poziomie małpy w czerwonym.
O samej debacie nie da się powiedzieć wiele dobrego, niby przygotowana była od strony formalnej nie najgorzej, podzielona na 5 rund, tyle że przypominała raczej odpytywanie uczniów przez nauczycieli, a nie rzeczywiście debatę. W dodatku pytania były dość sztampowe, na które wielokrotnie wcześniej odpowiedzi ze strony kandydatów już padły. Nie wniosła więc ona nic nowego. Żartem mówiąc, przypominała trochę tę sztuczną debatę prawyborczą Komorowski - Sikorski. A szkoda, gdyż można było przygotować bardziej dociekliwe pytania.
Co ciekawe, na te ogólnikowe pytania odpowiedzi kandydatów być dość podobne. Jedna kwestia jednak zasadniczo odróżniała kandydatów, a mianowicie stosunek do in vitro. Wypowiedź Waldemara Pawlaka oznaczała, że gdyby on został prezydentem, stan prawny pozostałby taki jak dziś, czyli bez uregulowania, ponieważ on podpisałby jedynie ustawę uchwaloną kwalifikowaną większością głosów 3/5, a więc w tym Sejmie, a może i następnym raczej niemożliwą do uzyskania. Grzegorz Napieralski jest za pełną dostępnością in vitro i finansowaniem tej metody z budżetu. Dwaj pozostali kandydaci postarali się wymigać od odpowiedzi, niemniej i tak wykazali swój konserwatyzm, a przy tym jakby mniemanie, że mamy tu państwo wyznaniowe. Jarosław Kaczyński wprost stwierdził, że jest katolikiem, tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie dla stanowienia prawa państwowego, które musi być neutralne wobec religii. Natomiast Bronisław Komorowski jest za uzgodnieniami z kościołem i kompromisem jak w kwestii ustawy antyaborcyjnej, a więc kompromisem między politykami konserwatywnej prawicy a kościołem, ponad głowami społeczeństwa.
W kwestii in vitro, i zapewne innych światopoglądowych, jedynie Napieralski wykazuje liberalizm, Pawlak zaś rozsądek, jeżeli by się rzeczywiście domagał większości kwalifikowanej.
Gdyby chcieć ocenić, jak kandydaci tak ogólnie, wizerunkowo wypadli, to jak dla mnie wszyscy nie najgorzej, żaden się jakoś szczególnie nie wybijał, choć niestety Komorowski przybiera tę irytującą pozę jowialnego, swarliwego wuja. Napieralski wykazywał się dynamizmem i entuzjazmem, może aż za gorliwym, Kaczyński i Pawlak emanowali spokojem.
Jeśli Komorowski chciał spłatać figla i skonsternować Kaczyńskiego, to się to nie udało, a przynajmniej nic takiego nie było po nim widać. Trudno mi więc zrozumieć, co skłoniło Jarosława Kurskiego do następującego komentarza w GW:
Przez parę dni TVP używała sobie na marszałku Komorowskim za to, że nie chce przyjść na debatę w arbitralnej formule. Ale w istocie nikomu z konkurentów ani funkcjonariuszy telewizji nie zależało na tym, by Komorowski rzeczywiście przyszedł do studia. Chodziło o to, by pokazywać pusty fotel i faryzejsko ubolewać, że obraził wyborców, zlekceważył rywali, że tchórzy.
Kaczyński, Napieralski i Pawlak już byli w ogródku, już witali się z gąską... A tu przyszedł gajowy z dwururką i wszystkich pogonił*.
Tych akurat dziennikarzy, jeszcze bardziej nijakich niż Anna Mucha i Sławomir Nowak, trudno by nawet podejrzewać, że potrafiliby zachować się w taki sposób.
A twierdzenie, że Komorowski kogokolwiek pogonił, jest doprawdy komiczne w świetle tego, co obejrzeliśmy. Wypominanie zaś nieszczęsnemu myśliwemu dwururki może wywołać wahanie zwłaszcza u pań, które być może zechciałyby na niego zagłosować, ale strzelanie do biednych jelonków Bambi jest istotną przeszkodą.
W takim kontekście rzekomego pogonienia trzeba jednak wspomnieć, że i w tym krótkim programie marszałek Komorowski nie ustrzegł się gaf. Prawdę powiedziawszy kolejnego przejęzyczenia się, tym razem z sądami 48-godzinnymi, zamiast prawidłowo 24-godzinnych, nawet nie zauważyłam.
Natomiast jak na poważnego kandydata na prezydenta co najmniej dziwnie zabrzmiał zarzut pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, że PiS jest w PE w koalicji z angielskimi konserwatystami, którzy mieli inne podejście do dopłat dla rolnictwa, z użyciem przy tym dość nieeleganckiego sformułowania o flircie z nimi. Wydało mi się to dość ryzykowne ze względu na to, że niedawno Partia Konserwatywna wygrała w Wielkiej Brytanii wybory i utworzyła tam rząd. Jeżeli marszałek też wygra wybory to być może będzie się spotykał z premierem Cameronem. Z partii jakichś flirciarzy politycznych?
Warto przecież wiedzieć, że Wielka Brytania od lat dopomina się o zmniejszenie dopłat do rolnictwa, nie jest to jakaś nowina, a mądre współdziałanie z konserwatystami, którzy teraz objęli rządy w swoim kraju, może nam tylko wyjść na dobre.
W każdym razie nie widzę powodu, żeby nasz prezydent (jeżeli nim zostanie) prawił jakieś złośliwości pod adresem partii rządzącej w ważnym państwie unijnym.
Między innymi z tego powodu pokazała się miałkość debaty, ujęcie jej w sztywne ramy, gdyż dziennikarze powinni marszałka bezwzględnie dopytać, jak on sobie wyobraża relacje z premierem Anglii, czy swoje kontakty z nim też by określił jako flirty.
Podsumowując, można stwierdzić: nuuuda! Szkoda. Niestety, to też potwierdza nieprofesjonalizm TVP, która nie potrafiła znaleźć ciekawej formuły dla spotkania 4 kandydatów, ale potraktowała ich trochę jak uczniaków mających grzecznie odpowiadać na pytania w wyznaczonym czasie.