GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Powieść w odcinkach ku przestrodze pokoleń przyszłych

19.04.2004
17:49
smile
[1]

Noghri [ Pretorianin ]

Powieść w odcinkach ku przestrodze pokoleń przyszłych

Pewien wątek zainspirował mnie niesłychanie, więc przelewam oto swe myśli na tę forme elektroniczną:)

Piszemy tutaj powieść w odcinkach. Forma, styl i gramatyka bez znaczenia, może być awangarda, może być klasyka, może być poezja bezokolicznikowa. Każdy kto chce, dopisuje ciąg dalszy, ale wymagane jest zapełnienie minimum 15-20 linijek tekstu jednorazowo. Powstrzymujemy się od komentarzy w tym wątku, jezeli ktoś czuje, że ma coś do powiedzenia, niech założy jakiś inny - tutaj jest tylko miejsce dla SZTUKI, przez duże SZTUKA, oczywiście. Czas i miejsce akcji wyklaruje się samo, podobnie jak bohater, prosze jedynie o nawiązywanie w jakiś sposób do tego co już powstało i zwracanie uwagi na fakty przeszłe, choć dygresje i wątki poboczne wprowadzające nowe postacie są mile widziane...

POCZĄTEK - NIEDOPAŁEK

Zmierzchało już prawdopodobnie od jakiegoś czasu, ale i tak nie miało to większego znaczenia. W tym biednym, zaropiałym i pachnącym bynajmniej nie słodko zaułku bez perspektyw, pory dnia i roku nie liczyły się tak samo jak w rozległym świecie. Tutaj zawsze panował przytulny półmrok, rozświetlany blaskiem niezmordowanej żarówki, płonącej rzęsiście nad dawnym tylnym wejściem do pralni chemicznej. Pralnię dawno już zlikwidowano, wejście zamurowano, ale ktoś nieopatrznie pominął rzeczoną żarówkę, która ciągle i ciągle jarzyła się mdło bez widocznego powodu. W jej półświetle pojawił się Jules. Wypełznął na czworakach spomiędzy cieni kartonowych pudeł, niegdyś pyszniących się swą niecodzienną zawartością, mianowicie szprotami w sosie pomidorowym, dziś pustych, samotnych i nurzających się w rybno-konserwowej martyrologii.
Jules wyciągnął swą drżącą dłoń po niedopałek, spoczywający na kawałku wyświechtanej chusteczki niczym turecki basza na pysznej, zdobnej wielce otomanie. Nie był to zwykły niedopałek, lecz niedopałek niedopałków, Ten Jedyny, Święty Graal meneli opróżniających popielniczki pod sklepami całodobowymi. Słodki, śmietankowy, po prostu zajeb****, a przynajmniej na takiego wyglądał w kaprawych i niedowidzących oczach Julesa. Może ten ludzki ochłap widziałby go lepiej, gdyby nie sprzedał jakiś nieistotny czas temu swej ostatniej nerki w zamian za dwa kanistry domowej roboty destylatu z paliwa rakietowego, który później z godnością i klasą prawdziwego konesera napojów wszelakich spożył samotnie, gapiąc się na betonową ścianę naprzeciwko jego skrzynki po pomarańczach. Było się na co gapić, bo zacieki po psich szczynach układały się w wielce interesujące wzory, przywodzące na myśl arabeski z posadzki meczetu w Kabulu (których Jules nigdy nie widział, ale zdawało mu się, że właśnie tak wyglądają).
Ale wracając do owego niezwykłego niedopałka...

i w Wasze ręce:)

19.04.2004
18:45
smile
[2]

Mysza [ ]

Niezły pomysł! Sorry, że tak krótko, ale pisałem już stojąc z psem na smyczy... potem jeszcze zajrzę... :P :)

Leżał on dalej spokojnie w całej swej niedopałkowej krasie na pomiętej chusteczce. Wręcz pysznił się, zdałoby się, z dumnie rozdętym filtrem. Znów stał się Czymś. Może nie Ostatnim Papierosem, może nawet nie Pojarą. Ale jednego był pewien - przestał być Petem, tą najpodlejszą, wiecznie wzgardzaną, deptaną, rozgniataną i wyrzucaną w zabójczą wilgoć kosza na śmieci formą. Wraz z chwilą, gdy ujrzał go swym kaprawym wzrokiem Jules, miał szansę dostąpić Wskrzeszenia i Zziemipodniesienia. W tej magicznej chwili został Niedopałkiem, symbolem nadziei i wiary dla biednego obdartusa. Ktoś mógłby rzec pogardliwie - zombie. Ale czyż nie będzie mu teraz znów dane rozbłysnąć ogniem dawnej chwały? Czyż znów nie zostanie z nabożną czcią pocałowany jego ustnik? Czyż całopalna ofiara z jego wnętrzności po raz kolejny nie rozleje się błogim dymem ukojenia w ciele Człowieka? Czuł narastające podniecenie na samą myśl o zbliżającej się z każdą sekundą chwili Podniesienia.
Z niedostępnych wyżyn swej światłości, stara żarówka mrugnęła porozumiewawczo trzy razy. Wtedy pojawił się szczur...

20.04.2004
02:06
[3]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

To był zwykły szary miejski ścierwojad, jakich zbyt wiele jest w tym Mieście. Niby takie niepozorne stworzenie. Jednak on i miliony jego pobratymców rządziły Podziemiem. Tymi dziesiątkami kilometrów kanałów przecinających Miasto niczym arterie i żyły ludzkie ciało. To właśnie szczury powodowały że wyrzutki podobni do Julesa musieli kryć się w takich ruderach.
Szczury, to one zawsze pracowały dla Nich. Szpiedzy doskonali. Miliardami zasiedlające ziemię. Nikt nie zwracał na nie uwagi, mogły się dostać wszędzie. Jakże głupi byli ludzie że nie dostrzegli tego już dawno. Jakże ślepi. Przecież mogli zapobiec tej tragedii.Dostrzegli to jak juz było za późno o wiele za późno. Jednak teraz na gruzach świata nie ma się co nad tym zastanawiac... Przeciez nic sie juz nie da zmienic.

Oczy Julesa rozszerzyły się w przerażeniu.
Papieros, jego skarb, jego Grall, wypadł z drżących warg.
Więc znaleźli go. Wiedzieli już że się tu ukrywa. Przecież inaczej nie było by tu tego cholernego szczura... nie przysłali by go tu. Ten szczur... to podłe zwierze, ono wie. Wie wszystko...
Gryzoń przebiegł kawałeczek, w jego kierunku.
Nie, nie pozwoli wziąć się bez walki. Sięgnął po jeden ze swoich butów.
- Zabije cię ścierwo- szepnął, mierząc w szczura.

20.04.2004
02:28
[4]

Mysza [ ]

Biec.
Biec.
Biec.
Szybciej.
Rura.
Kanał.
Woda.
Biec.
Szybciej.
Biec.
Biec.
Ściana.
Skok.
Biec.
Biec.
Szybciej.
Rynsztok.
Biec.
Szybciej.
Szybciej.
Mur.
Skok.
Ciemność...
Powoli...
Jasność.
On.
Teraz!
Biec.
"Zabiję cię ścierwo"
Unik.
Gardło.
Skok.
Teraz!

20.04.2004
11:02
[5]

Noghri [ Pretorianin ]

Czy to już mój koniec? Czy tak kończy się życie, w ten sposób, właśnie teraz? Zaślepiona Nemesis z pianą na ustach wkroczyła w mój świat, szarpnęła za nić żywota i ten ból, ten ból jest nie do zniesienia. Gdybym wiedział na początku, że tak będzie, może rozegrałbym to inaczej, może sprawy potoczyłyby się innym torem. Ale ja byłem butny, odważny, spragniony nowych doznań. Pchałem się, odtrącałem łokciami moich braci (ach, jakże mi ich teraz brak), by tylko doznać największego zaszczytu, by opuścić ciemne, suche i spokojne podwoje naszej tekturowej macicy. I wreszcie nadszedł ten dzień, gdy pokryte żółtym nalotem place naszego Boga trafiły na mnie właśnie, na moją wysuniętą odrobinę ponad innych głowę.
O radości! O zachwycie! Świat poszerzył się, rozjaśnił, wszystko stało się wyraźne i nabrało sensu. Oczywiście, ekstaza trwała tylko chwilę, bo zaraz potem krwawy Bożek przystąpił do całopalnej ofiary z mego ciała. Ogień trawił wnętrzności, dym zasnuwał umysł, substancje smoliste przesłoniły oczy, cierpiałem, cierpiałem nie tylko za siebie, ale i za moich braci, bo me imię milijon...

Wybaczyłem mu jednak, wybaczyłem mu ten rytuał, ten obrzęd straszliwy. Rzucił mnie na ziemię, żywego jeszcze, nie przydeptał, nie zgniótł mego ledwo tlącego się ognia. Dlaczego? Bo mnie kochał! Doszedłem do tego już dawno temu - musiał mnie zniszczyć, bym narodził się na nowo, bym stał się tym czym jestem, bym motylem się stał, a nie poczwarką. I teraz nadeszła ma chwila, tak myślałem jeszcze przed sekundą. Dopełniło się, nastało Zziemipodniesienie i ostatni oczyszczający ognień wytrawi me serce papierosowe, mój tytoń i bibułę i stanę się wolny, ulecę w niebiosa, zasiądę wśród obłoków i będę śpiewał ku czci naszego Pana... Ale nie! Ostatnia nadzieja zgasła, czar prysł, wypadłem ze słodkich ust, na ziemię, tą podłą, wilgotną, zabójczą ziemię. Czy będę tak trwał całą wieczność? Czy czeka mnie szaleństwo, obłęd? A może to jeszcze jedna próba, sprawdzian mego ducha, mej pobożności? Tak! To musi być to! Będę wierzył! Będę trwał! Dzień chwały jeszcze nadejdzie!

Tak wyglądały niedopałkowe rozważania w czasie gdy szczur i Jules toczyli swój śmiertelny bój, sczepieni ze sobą, spleceni, tak że nie można było odróżnić gdzie kończy się jeden a zaczyna drugi...

20.04.2004
11:41
[6]

garrett [ realny nie realny ]

Splątani, spleceni jak kule bilardowe odbijali się od spleśniałych kartonów, starych skrzynek i brudnej ściany. Walka toczyła się w absolutnym milczeniu, od czasu od czasu tylko steknięcie lub przeklęństwo wyrywało się z ust Julesa. Jedynymi świadkiami tej szamotaniny był niedopałek, teraz mniej okazały, jakby lękliwie chowający się w mroku i niesamowite cienie które rzucali na ścianę pralni chemicznej w świetle bladej żarówki. Szczur wydawał się być górą, stara i doświadczona bestia kąsała Juliana po twarzy, rękach. Małe czerwone punkciki na ciele włóczęgi jak punkty na tablicy świetlnej znaczyły przewagę szczura. Na czworakach i na wpół oslepiony przez cieknącą z czoła krew Julian chaotycznie cofał się pod ścianę. Sczur sycząc przysiadł na skrzynce i obserwował żałosne próby mężczyzny zagrzebania się między kartonami. Nagle zaciekawiony podniósł pyszczek i gwałtownie obrócił się. Z ciemności wynurzyła się postać. Skulona, niska dziewczyna, wystraszona, z rozmazanym makijażem i kurczowo trzymaną torebką w dłoniach.

20.04.2004
12:06
[7]

Swidrygajłow [ ]


W torebce miała czereśnie, wyłąwiała je z niej swoimi kościstymi dłońmi z brudnymi paznokciami, połykała miąższ a pestkami strzelała gdzie popadnie. Zaiste dziwnie wyglądała ta postać. Miała krótkie czarne włosy z długimi warkoczami uformowanymi w kształt ostroosłupa prostopadłościennego o wszystkich bokach i kątach równych (jak stwierdził potem profesor Yamara z uniwersytetu w Tokyo nadawało to jej twarzy wyraz bezpretensjonalnej obojętności na czynniki wewnętrzne). Twarz dość końska, chociaż po ciemku ujdzie. Dalszy opis jest bezcelowy gdyż i tak zaraz sobie poszła. Tak czy siak naśmieciła strasznie łachudra.
Szczur popatrzył Julesowi prosto w oczy. Mrugnął porozumiewawczo i rzekł „Te arabeski to ja malowałem.”. Julesa zdziwił nie tyle talent artystyczny szczura, co jego australijski akcent. Po zastanowieniu się odparł, nieco złośliwie: „No”. Rozmowa wyraźnie nie kleiła się. Szczur dyskretnie ziewnął.

20.04.2004
12:54
[8]

Noghri [ Pretorianin ]

Jules ziewnął także, choć sen był dalekim wspomnieniem zamazanej przeszłości. Chciał wprowadzić przyjemną atmosferę, ciepło wzajemnej bezinteresownej przyjaźni krzyżującej się pomiędzy jakże sobie bliskimi gatunkami. Zapomniał nawet, że szczur prawdopodobnie jest agentem Ich, Tych, Którzy Patrzą i Obserwują i Skrzętnie Zapisują W Kołonotatnikach Z Makulatury. Szczur dał się uwieść powadze chwili i już otwerał zakrwawiony pyszczek, by rzucić niezobowiązująco - "Ziewanie jest zaraźliwe...", a zaraz potem dodać, "Wścieklizna też, a tak się niefortunnie składa, że ja właśnie wściekły jestem" tak dla przełamania pierwszych lodów, gdy coś zaskrzypiało donośnie aczkolwiek dyskretnie i kameralnie, przynajmniej jak na te warunki. Cień padł na pobrązowiony wielokrotnymi fekaliami niewiadomegop pochodzenia bruk. Oto z góry płynęła na nich postać w przybrudzonej bieli, zmagając się z niesfornymi linami utrzymującymi ją w stanie kłamliwej lewitacji. Nagle nie oliwione od wieków wielokrążki zacięły się bezpowrotnie i postać zaklęła szpetnie "***** ****", gdy jej skrzydła ze ścinków kuchennej tapety wielokrotnie zmywalnej opadły grawitacyjnie ku dołowi po nagłym zatrzymaniu podniosłej descendecji.

"Ktoś ty" wyjąkał z nabożną czcią Jules, a szczur przełknął swój pomysł na zapoznawczą gadkę-szmatkę i ekstatycznie jęknął, puszczając bańki piany nosem.

"Jestem aniołem" wychrypiała postać, a te szczątki jej dechu, które odważyły się dotrzeć na sam dół niosły w sobie znajomy obojgu przyjaciołom zapach wody kwiatowej mieszanej pół na pół z ziemniaczanym spirytusem domowej roboty. Anioł kontynuował "I jako etatowy deus ex machina..."

20.04.2004
13:13
[9]

Mysza [ ]

"...przybyłem tu in nomine magnae veritatis. Znaczy mam sprawę."

Jules popatrzył na szczura szukając w jego oczach jakiegos wytłumaczenia. Szczur wzorcowo palił głupa udając, iż z wielkim zainteresowaniem czyta ogłoszenia matrymonialne w leżącej przed nim gazecie. Żebrak podrapał sie bo brodzie, wzbogacając przy okazji miejscową faunę o kilka nowych gatunków i powoli przeniósł wzrok na anioła. Chciał coś powiedzieć, jednak słowa uwięzły mu w gardle. Zerknął ukradkiem na szczura, studiującego teraz z wielkim zainteresowaniem stopkę redakcyjną. Znów przeniósł wzrok na anioła. Ten bujał się jednostajnie najwyraźniej na coś czekając.
Krępująca cisza przeciągała się coraz bardziej. W końcu zmęczona i znudzona już nieco, przeciągnęła się po raz ostatni i mruknęła cicho: "Mam to w dupie. Róbcie co chcecie. Ja spadam." Po czym rozpłynęła się w spowijającej zaułek mgle. Mgła przyjęła to z wyraźną radością, wprost rozpływając się w zachwytach nad decyzją ciszy.
W zaułku wybuchła kakofonia dźwięków. Eksplozja rzuciła Julesem o najbliższą ścianę...

20.04.2004
13:21
[10]

Swidrygajłow [ ]

"...chciałbym zapytac z jakiego abonamentu tpsa waćpan korzystasz?"
"Atoli nie posiadam żadnego, bynajmniej nie przypominam sobie" - odrzekli Jules i szczur zgodnym chórem, jakby się zmówili.
"jak zwykle lipa" - odrzekł Anioł.

20.04.2004
13:23
[11]

Swidrygajłow [ ]

[didaskalia] to było do postu Noghriego z [20.04.2004] 12:54


20.04.2004
14:30
smile
[12]

Noghri [ Pretorianin ]

[didaskalia] ciągnijmy wątek Myszy (Mysza?), nie zagłębiając się w niezbadane wyroki Telekoniunkcji :) No, chyba, że ktos ma ochotę - to wolna powieść :P

20.04.2004
14:32
[13]

Swidrygajłow [ ]

ok

20.04.2004
14:47
[14]

Noghri [ Pretorianin ]

Żuls, stosując fonetyczną pisownię zwego cudzoziemskiego imienia, spływał malowniczo po ścianie, ogłuszony i lekko tylko przytomny, na tyle jednak, by słyszeć orgazmiczne krzyki szczura, który widać pośród ogłoszeń matrymonialnych znalazł w końcu odpowiadającą swym wybrednym upodobaniom ofertę. Cisza czekała za rogiem, postękując z ukontentowania, rada, że udało się jej w końcu dokonać aktu uwolnienia, a takze niezmiernie ucieszona z wywołanego efektu. Anioł zakołysał się nebiezpiecznie na linkach, wprwawionych w rezonans w przez nieskoordynowane dźwięki. Dźwięki, słysząc to, w całej swej chaotycznej złośliwości znalazły na tyle harmonii, żeby bardziej przyłożyć się do dzieła zmagania z linami, dzieła ich zniszczenia, ich destrukcji. Poczęła się wyłaniać melodia, szalona, porywająca, z wolna dominująca, jak fala tsunami zagarniająca wszelkich odstępców i apostatów decybelowych. Liny prężyły się, lecz na darmo, gdyż ich koniec był bliski. Melodia, muzyka, przybrała na sile, dochodzac do punktu kulminacyjnego, a szarpiący trzewia odgłos pękających lin i krótko po nim następujący łoskot zwalającego się na bruk upadłego anioła dopełniły partyturę symfonii w nadspodziewanie wspaniały sposób.

Melodia, spełniwszy swe cel, zwolniła, przybrała na sile, gotowa zmierzyć się z dowolnym innym wyzwaniem, lecz oto anioł uniósł swą dłoń. Cisza, szarpnięta za bebechy, powróciła do zaułka, bojąc się nawet skomleć. Żulsowi i szczurowi się zdawało, że melodia grana jest jeszcze, ale to tylko echo grało...

"Przybyłem po Konrada" rzekł anioł, leżąc nadal malowniczo porozrzucany po ziemi. Menel, który dotarł właśnie w swym po ścianie ślizgu do pozycji siedzącej, i zaczął się zastanawiać, na czym mu to wypadło usiąć, gdyż mokro było mu i zimno w wiadomą część ciała, zdołał jedynie wykrztusić niezbyt inteligentną, ale za to bardzo odpowiednią w tej sytuacji sylabę - "Hę" - którą zakończył fantazyjnym znakiem zapytania, o, takim właśnie jak ten- "?"

20.04.2004
15:02
[15]

Noghri [ Pretorianin ]

i może żeby nie było nieporozumień na przyszłość - zanim klikniecie opublikuj w swoim poście odświeżcie wątek z powieścią, czy ktoś Was nie ubiegł i nie pchnął intrygi w inną stronę :)

20.04.2004
23:00
smile
[16]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Gratulacje...W końcu pojawia się porządna opowieść w odcinkach na tym Forum. A właściwie druga. Pierwsza powstała w 2001 roku. Potem została zebrana i jest tu (link poniżej) - zaczyna się na czwartej stronie tekstu...zerknijcie. Ja do waszej opowieści dołączę jutro...jeśli można :)

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.