GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

*cudowne życie w polsce*

28.10.2010
18:12
smile
[1]

pablo397 [ sport addicted ]

*cudowne życie w polsce*

kolejny wątek dla tych co myślą, ze w polsce wszystko idzie ku lepszemu, buduje sie wszak piekne autostrady, stadiony - musi byc lepiej.

***

płakać sie chce. kupilismy dom od poprzedniego wlasciciela wraz z instalacja gazowa (kuchenka, ciepla woda, kaloryfery) wraz z duzym, brzydkim baniakiem na owy gaz. jakies 5 lat temu uslyszalem, ze moja miejscowosc (10 km od miasta wojewodzkiego) maja podlaczac pod nitke gazu. minely 3 lata i mozna sie bylo oficjalnie starac, zapisac na liste itp itd. minelo poltora roku - prace ruszyly.

czemu skusilem sie na gaz *z rury*? ano, wygodniej, instalacja miala kosztowac tyle co roczna dzierzawa baniaka, nie trzeba od razu kupowac zapasu na rok i jak sie skonczy to nie trzeba czekac paru dni bez cieplej wody i ogrzewania na dostawe nowego - same plusy jak by nie patrzyl.

tak myslalem. jak bym wiedzial, jak to bedzie wygladalo, to dalbym sie na spokoj chyba. czwarty juz dzien siedze w zimnej chacie, bez cieplej wody i nie mam zadnej gwarancji, ze przed koncem roku bede mial gaz. ale po kolei.

po uruchomieniu procedury przylaczenia do nitki gazu uderzyla na mnie cala biurokratyczna gora, i to zarowno ze strony urzednikow panstwowych jak i prywatnej firmy.

pierwsze co - caly stos dokumentacji. na wykopanie 5 metrow dziury i polozenie kawalka rury musi byc caly projekt okolicy - ostatnia mapka ktora posiadalem przestala byc aktualna dwa dni wczesniej - trzeba bylo wzywac geodete, zeby pomierzyl i posprawdzal - przyjechal, poogladal, spytal czy sie nic nie zmienilo - przerysowal tak samo, swoje wzial. nic to, papier jest.

dalej - okazalo sie, ze w lazience gdzie jest piecym muszą byc dwie kratki wentylacyjne a jest jedna. trzeba bylo fachowca wzywac, ktory nawiercil dziure, wstawil kratke i przede wszystkim potwierdzil odbior. nic to, papier jest.

potem wydwanie potwierdzen i zezwolen w starostwie powiatowym - zeby nie sklamac trwalo to cos kolo dwoch miesiecy (zatwierdzenie wkopania 7 metrow rury i podlaczenia do juz istniejacej instalacji!). latanie od urzednika do urzednika - trudno.

w koncu - mozna ruszyc z prawdziwa praca - trzeba bylo wykonac podlaczenie - cala operacje wkopania 2 metrow rury na chodniku przy ulicy i 5 metrow rury u mnie na posesji oraz podlaczenie calych 7 metrow rury do obecnej instalacji podzielono na jakze 3 skomplikowane etapy, kazdy wykonany przez inna ekipe. najpierw rozebrano caly chodnik przed domem i wkopano 2 metry rury. minelo pare dni i okazalo sie, ze specjalisci zle wkopali - znowu, rozbieranie calego chodnika, przekopanie rowów - okej.

minal moze miesiac, fachowcy z firmy gazowniczej wzieli sie za etap 5 metrow na mojej posesji - dwa dni zabawy (!) i zrobione. minal kolejny miesiac i w koncu mozna odlaczyc stary baniak z gazem i przylaczyc sie do instalacji - do tego czasu zdazylem wypalic caly gaz (a co, wypalenie gazu w zbiorniku kosztuje! i to ladne pieniadze - wolalem sobie po prostu pare cieplejszych dni zamienic w jeszcze cieplejsze przez odkrecenie na caly regulator grzejnikow) - bylo to bodajze w poniedzialek.

myslalem, ze podlaczenie nowej rurki do starej rurki to jakas blahostka - gdzie tam, bez wiercenia i rozwalani mi kafelkow w lazience sie nie obeszlo - nie znam sie na hydraulice, ale myslalem, ze skoro przylacze jest na dworzu przy baniaku to i cala operacja odbedzie sie rowniez na dworzu. glupi ja. pol dnia wiercenia i borowania w scianach (stare rury widac byly zle) - jest okej.

no jak nic - dzwonic do gazowni - odpalajcie gaz chlopaki! gdzie tam. teraz dopiero zaczyna sie ciekawa czesc.

najpierw okazalo sie, ze mila, mloda pani w firmie gazowniczej dopatrzyla sie, ze w dokumentacji calego *przedwsieziecia* brakuje potwierdzenie odbioru instalacji wewnetrznej piecyka gazowego. na pytanie, ze my juz taki dom tak kupilismy i nie mamy takiego dokumentu skierowała nas do starostwa. w starostwie robili wielkie oczy, w sensie o ja w ogole mowie, i odsylano mnie od urzednika do urzednika. w koncu jakis starszy inspektor zajal sie ta sprawa i klnac na czym swiat stoi na kompetencje pracownika firmy gazowniczej stwierdzil, ze on takiego dokumentu nie ma i nie moze wydac, i ze w ogole co to za idiotyzmy. i tyle, wrocilem do domu (za pozno juz bylo na kolejna wizyte w firmie gazowniczej). kolejny dzien w chlodzie i bez cieplej wody.

nastepny dzien pojechalem prosto z rana do firmy gazowniczej - byl inny pracownik, bardzo zreszta zly na zachowanie pracownicy, ktora bezpodstawnie zwrocila kompletna dokumentacje. ale pojawil sie inny problem. okazalo sie, ze te pare tysiecy co to wszystko kosztuje nie doszlo na konto firmy. na nic zdalo sie moje potwierdzenie z banku o przelaniu pieniazkow - firma gazownicza nie podpisze umowy i nie pusci gazu.

ilest tam telefonow, ktory jeden pracownik firmy do drugiego pracownika firmy wykonywal, krzyczenia, sprawdzania numeru konta na ktore poplynely pieniazki. stwierdzono, ze nie wiadomo kiedy sprawe uda sie zalatwic i zostalem odprawiony z kwitkiem. po moim pelnym zlosci i inwektyw telefonie do kierownika dowiedzialem sie, ze to ja zwlekam z dokumentami i opznienia i brak gazu to moja wina. ale tak czy siak, stwierdzil, ze pojdzie *mi na reke* i puści ten gaz, bez tych pieniedzy, ale ekipa juz wyjechala w miasto i moge liczyc na nastepny dzien, a najpewniej na pojutrze. to bylo dzisiaj. dopiero wstawiennictwo mojej rodzicielki, ktora zadzwonila i pozalila sie na czym swiat stoi, ze jest w trudnej sytuacji, bo opiekuje sie swoja obloznie chora tesciowa w domu i nie ma nawet goracej wody w kranie, zeby ja umyc, kierownik *łaskawie* sie ulitowal i obiecal, ze przysle ekipe do sprawdzenia i podlaczenia wszystkiego do konca.

no i niedawno pojechala ekipa. nawet dwie co ciekawe:) pierwsza przyjechala, objerzala co i jak, stwierdzila, ze ktos zapomnial rurke jakas przyczepic i trzeba to naprawic, a potem niech juz przysylaja koncowa ekipe do wmontowania licznika i odkrecenia gazu. no i przyjechala *koncowa* ekipa, znowu obejrzala co i jak, zmierzyla, ze gaz ucieka i ze oni nie moga podlaczyc, bo gaz sie bedzie ulatniał :D i teraz niech ja sobie wzywam ekipe ktora wykonala podlaczenie i niech szukaja przecieku, a poza tym pan mi milo poradzil, zebym sie pospieszyl, bo zostalo im juz tylko pare licznikow na stanie a nowa dostawa dopiero w nowym roku :)

i takim to milym akcentem moja 5letnia przygoda z podlaczaniem sobie gazu z nitki nadal sie toczy.

dziekuje, ze doczytanie do konca tej przydlugiej historyjki - po prostu gdy czlowiek opada z sil i wszystkiego mu sie juz odechciewa potrzebuje sie wyżalić :)

28.10.2010
18:18
[2]

gromusek [ keep Your secrets ]

ja pierdol..... istny tydzień świra. Współczuje, chamska biurokracja, gazownicy pracują od 8 do 16 i maja na wszystko wyje... Z tą sprawą do telewizji lub gazety powinieneś się udać..

28.10.2010
18:20
[3]

Dessloch [ Legend ]

przeczytalem.
wspolczuc tylko:) ale wiem cos o tym.

28.10.2010
18:45
[4]

Lindil [ Lumpenliberal ]

28.10.2010
19:14
[5]

kurzew [ The Road Warrior ]

Biurokracja, tumiwisizm i spychologia :(

28.10.2010
19:26
[6]

bartek [ Legend ]

2 lata temu zachciało mi się saksów w Danii, znajomy już był, więc powiedział, że potrzebuję kwitu CPR-1 z Urzędu Skarbowego.

Nawiedzam Urząd Skarbowy w Olsztynie, wyrabiam NIP (tu poszło gładko), pytam o CPR-1 - "nie ma czegoś takiego" - słyszę w odpowiedzi.

Wypadam z urzędu, dzwonię do kumpla (jest z innego miasta) "no jak to k$wa nie ma, u nas w urzędzie mają!".

No nic, będę wracał po wyrobiony NIP, to mi dadzą.

Wpadam, odbieram NIP, pytam o CPR-1, ta sama gadka - "nie ma czegoś takiego!", tłumaczę babie w Urzędzie Skarbowym (!) co to za dokument, co oznacza, do czego się go używa - "nigdy o czymś takim nie słyszałam, proszę spróbować w kasach".

Idę do kas i historia zatacza koło "kto pana tu przysłał? nie ma takiego czegoś jak CPR-1".

Wku$wiony na maksa robię to, co w normalnym kraju jest nie do pomyślenia, czego nienawidzę i czego nigdy robić nie chciałem - zaczynam drzeć mordę na każdą biurwę, na jaką trafię, ludzie się na mnie gapią, pracownicy się na mnie gapią, ochrona się na mnie gapi, po chwili jakaś urzędniczka woła mnie i łaskawym gestem podaje kartę CPR-1. Okazało się, że mają tego całe stosy a nawet jak nie mają, to wystarczy CTR+F w komputerze, wpisanie "CPR" i wydrukowanie!

===

Moja dziewczyna dostaje kredyt studencki w Pekao SA. Studiuje w innym mieście, niż mieszka, więc musi dosłać ksero legitymacji studenckiej. Mail oczywiście odpada, bo wiadomo, dom można kupić przez internet, ale kredytu studenckiego dostać nie można. Pocztą też zabraniają słać, więc dziewczyna idzie do placówki Pekao w stolicy i wysyłają ksero legitymacji swoim wewnętrznym kanałem między oddziałami bankowymi (tu też się nie da cyfrowo, bo wiadomo, że oddziały oszukiwałyby się wzajemnie).

Mija miesiąc, ksera nadal nie ma. Bank otwarcie stwierdza: zgubiliśmy ksero dokumentu! Gdzie jest? Nikt nie wie. Kto je ma i co z nim robi? Nikt nie wie.

Dziewczyna musi jechać 300 km, żeby machnąć komuś legitymacją przed twarzą, bo "nie ma innego wyjścia".

===

Mija rok, sytuacja się powtarza. Znów zgubili ksero legitymacji. Znów klient musi pokonać pół Polski, w przeciwnym razie jej rodzice będą obciążeni 6000 zł do spłaty jednorazowo.

===

Wydział Komunikacji Olsztyn - tutaj znam historię ciągnącą się ze 2 lata, zaangażowały się w nią trzy Wydziały Komunikacji, każdy mówi co innego, dowód rejestracyjny jest zamrożony przez te lata i jedyne wyjście na jego odzyskanie, to pokonanie prawie 700 km. Nie będę się rozpisywał, ale przez mojego ojca i brata panie z tego wydziału na pewno dostały nerwicy. Niekompetencji też nie opisuję, bo przy tej bandzie amatorów Urząd Skarbowy to błahostka.

===

PKP - jedziesz na umówione spotkanie, pociąg staje i nie rusza. Godzina, dwie, trzy. Nikt nie raczy powiedzieć czy można wyjść na chwilę do miasta kupić coś do jedzenia (albo nawet zwyczajnie się odlać - bo w stojącym pociągu nie można - już teraz wiem dlaczego, bo ludzie nie wytrzymywali i lali - wrażenia - niesamowite). Dlaczego stał? Nie wiadomo. Ale co za różnica. Przecież znów jedzie! Trasa Warszawa - Olsztyn - 8 godzin!

(ale to raczej nikogo nie dziwi, PKP rządzi, na szczęście już w ogóle z ich usług nie korzystam)

===

Przeczytałem Twój post, łączę się w bólu. 5 lat to "lekka" przesada ;/

Czy wiesz, że:

- zbudowanie elektrowni wodnej w Polsce (część "biurokratyczna") - może trwać do 12 lat (rekord Polski),
- jeśli budujesz taki przybytek - zanim dostaniesz pozwolenie na budowę - najprawdopodobniej przedawnią się poprzednie pozwolenia (czyli de facto przez 10 lat można dostawać naprzemiennie 2 papiery, np. od MOŚ),
- elektrownia wodna to świetny biznes (zwrot inwestycji w bardzo krótkim czasie, całość praktycznie w 100% zautomatyzowana i nic Cię nie obchodzi), jednak w Polsce prawie nikt tego nie robi, bo URZĘDY?

Żyć nie umierać.

28.10.2010
19:27
smile
[7]

Mati176 [ King Klick ]

eeeh... mózg w poprzek staje jak się czyta takie rewelacje. Tak jak gromusek sugerowałbym udać się z tym do jakiejś gazety czy innego medium i przedstawić sprawę. Masakra, aż witki opadają :/

28.10.2010
19:43
[8]

Szymono111 [ Chor��y ]

Niestety takie rzeczy się zdarzają w życiu.A jak z tym walczyć.
1.Dzwonić do tych ludzi od montowania gazu i dręczyć ich aż wreszcie ruszą się i zaczną robić w terminie(słabo skuteczne).
2.Podać taką sprawę do gazety(chyba najlepszy sposób).
3.Wyprowadzić się gdzieś indziej.
4.Przenieść się do Kuwejtu (: (tutaj [przegiąłem,ale w Kuwejcie na prawdę fajnie się żyję).
To dzięki temu że Kuwejt handluje z innymi krajami ropą.

28.10.2010
20:29
[9]

Lindil [ Lumpenliberal ]

- elektrownia wodna to świetny biznes (zwrot inwestycji w bardzo krótkim czasie, całość praktycznie w 100% zautomatyzowana i nic Cię nie obchodzi), jednak w Polsce prawie nikt tego nie robi, bo URZĘDY?

Słyszałem, że większość dobrych miejsc na elektrownię wodną jest już obstawiona.

28.10.2010
20:54
[10]

albz74 [ Legend ]

pablo - współczuję, sam przez to przechodziłem. Moje papiery wysłali na drugi koniec Polski bo nie poszukali na mapie mazowieckiego mojej miejscowości a najbliższa była 400 km dalej. A PGNiG to podobno prywatna firma...

Że nie wspomnę hordy geodetów, kominiarzy, załatwiaczy prądu/gazu/wody którym w końcu człowiek płaci tysiaka żeby za niego po tych urzędach/firmach latali i podkładali papierki...

coś tam chyba przy okazji komisji Palikota pozmieniali ale tak jak z większością rzeczy w Polsce - zbyt wielu osobom się świetnie żyje w tym burdelu.

28.10.2010
21:11
[11]

Lucky_ [ god ]

albz74 - A gdzie tam prywatna. Skarb Państwa ma 72%.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.